środa, 2 lutego 2011

Kto mówił, że kobiety nie potrafią grać w piłkę?

Utarło się przekonanie, że sport w wykonaniu mężczyzn jest o wiele ciekawszy, niż ten, który jest dziełem kobiet. Nie da się ukryć, że głównie za sprawą większej sprawności fizycznej mężczyzn, właśnie tak jest. Są jednak od tej reguły wyjątki. Takim właśnie wyjątkiem jest Marta, brazylijska piłkarka, dzięki której nadal pozostajemy w temacie niecodziennych wydarzeń ze świata piłki nożnej. Rajdu w wykonaniu najlepszej piłkarki świata nie powstydził by się nie tylko Leo Messi, ale nawet "boski" Diego Maradona...


Co na to Kuszczak?

Dużo ostatnio mówi się o tym, że długa, lecz nieudana przygoda Tomka Kuszczaka w Manchesterze United dobiegnie końca. Z jednej strony, zakończenie kariery po obecnym sezonie obwieścił Van der Sar, jednak z innego frontu przybył świetny konkurent, reprezentant Danii, Anders Lindegaard. Czy ktoś pamięta jeszcze Kuszczaka broniącego jak w transie, jeszcze w barwach West Bromwich Albion? Niestety, chyba nawet on sam nie sięga pamięcią tak daleko, a w ostatnich występach w drużynie "Czerwonych Diabłów" próżno szukać zachwycających parad naszego bramkarza. Natomiast Lindegaard, w którym media na wyspach upatrują następcę Van der Sara, zachwycił angielskich komentatorów jeszcze przed swoim pierwszym występem. Oto jak nowy nabytek posługuje się futbolówką:



A takie cuda wyczyniał swego czasu Kuszczak:

czwartek, 10 czerwca 2010

Kontuzje torpedują Mistrzostwa Świata



Rośnie grono piłkarzy, którzy w wyniku kontuzji opuszczą mistrzostwa świata. Wyeksploatowani do granic możliwości ludzie padają jak muchy, a trenerzy reprezentacji z zatroskaniem patrzą na te gwiazdy, które jeszcze pozostały im do dyspozycji. Lekarze stają na głowie, dwoją się i troją by na nogi postawić takich piłkarzy jak Didier Drogba czy Arjen Roben.
Muszą grać!

Ten drugi jest najlepszym przykładem przemęczenia materiału. Skrzydłowy Bayernu, pomimo trzech kontuzji, rozegrał 42 mecze w minionym sezonie. Uraz, którego nabawił się w sparingu z Węgrami wyglądał co najmniej dziwnie. Nie atakowany przez nikogo Holender próbował zagrać piłkę „piętką” i zrobił to tak niefortunnie, że przy okazji doznał kontuzji uda. Zupełnie niezrozumiała reakcja organizmu. Początkowo mówiono, że Robben ma mundial z głowy, ale kontuzja okazała się mniej groźna. Pewne jest, że były gracz Realu nie wystąpi przeciwko Dani, ale na dalsze mecze powinien być do dyspozycji selekcjonera „Oranje”, Berta van Marwijka. Podobnie wygląda sytuacja Didiera Drogby. Napastnik Wybrzeża Kości Słoniowej doznał urazu łokcia, po ostrym wejściu reprezentanta Japonii, Tanaki. Kilkanaście minut po tym zdarzeniu sam zainteresowany mówił, że zapewne opuści mundial. Po dwóch dniach do obozu „Słoni” napłynęły pozytywne informacje. Drogba przeszedł zabieg kontuzjowanego łokcia i stan jego zdrowia się poprawia. Nie wiadomo jednak czy „Didi” wykuruje się na pierwszy, arcyważny mecz z Portugalią. Do wymienionej dwójki należy dołączyć Andreę Pirlo, którego występ również stoi pod znakiem zapytania. Lekarze chcą za wszelką cenę postawić Włocha na nogi, bo Marcelo Lippi nie wyobraża sobie pierwszej „11” bez piłkarza Milanu.

Niemcy mają problem z pomocą

Robben, Drogba i Pirlo wciąż walczą by zagrać w RPA. Jednak i bez nich lista kontuzjowanych jest imponująca. Otwiera ją podpora reprezentacji Niemiec, Michael Ballack. Kapitan naszych zachodnich sąsiadów odczuwa skutki starcia z Kevinem Boatengiem, do którego doszło w finale Pucharu Anglii. Niemcy spekulują, ze nie był to przypadek. Niesforny Boateng mógł grać w reprezentacji Niemiec, jednak wybrał Republikę Ghany, która w grupie MŚ zagra… z Niemcami. Jakby tego było mało, to nie koniec problemów selekcjonera Loewa. Ze składu wypadli ponadto Rolfes (kontuzja kolana)oraz Trash (kontuzja stawu skokowego). Loew ma ciężki orzech do zgryzienia przy zestawieniu formacji pomocy.

Piłkarze Chelsea przeklęci?

Jak się okazuje najwięcej borykających się z kontuzjami piłkarzy na co dzień gra w Chelsea. Do wymienionych Drogby i Ballacka dochodzą Jose Bosingwa, Michael Essien, John Obi Mikel, którzy na mundialu nie wystąpią, a także wracający do zdrowia Ashley Cole i John Terry. Sytuacja co najmniej zastanawiająca. Czy można mówić o przypadku, gdy 7 czołowych piłkarzy jednej drużyny jest kontuzjowanych?

Anglia cierpi

Pozostając w tematyce angielskiej piłki, nie należy zapomnieć o Rio Ferdinandzie. Ostoja defensywy reprezentacji Anglii mundial obejrzy w telewizji. Na ostatnim treningu przed wylotem do RPA Anglik naderwał więzadła krzyżowe. Po badaniu Ferdinand stwierdził, że cała sytuacja to „sprawka klątwy”… Piłkarza Czerwonych Diabłów zastąpi Michael Dawson.

Bez niego to nie to samo

Na koniec zostawiłem sobie prawdziwą perełkę. To, że w RPA nie zagra Beckham było już wiadomo dawno, jednak wielu nadal nie może się pogodzić z takim stanem rzeczy. Ja się pod tym podpisuję. W końcu nikt nie potrafi tak podkręcić jak Becks. Mistrzostwa bez jego wrzutek, przerzutów i strzałów nie będą takie same. Na pocieszenie, Anglik będzie z drużyną w czasie turnieju mistrzowskiego, gdyż skorzystał z zaproszenia Fabio Capello i dołączył do sztabu „Lwów Albionu”.

W komentarzach do zaistniałej sytuacji najczęściej pojawiają się słowa „pech”, „klątwa”, „przekleństwo”. Ja jednak jestem zdania, że nic nie dzieje się przypadkiem i bez przyczyny. Może warto się zastanowić, dlaczego kontuzje dotykają czołowych piłkarzy? Najlepsi rozgrywają około 60 oficjalnych spotkań w sezonie, a do tego dochodzą sparingi, gry wewnętrzne, godziny treningów. Wygląda na to, że przeciążenia organizmu są zbyt duże. W pogoni za sukcesem zapomina się, że są to tylko ludzie i szuka się „magicznych” usprawiedliwień plagi kontuzji.

P.S. Wiadomość z ostatniej chwili. Do listy kontuzjowanych dopisujemy największą gwiazdę reprezentacji Szwajcarii, Aleksandra Freia. Póki co nie jest jasne czy Szwajcar wystąpi na boiskach RPA.

Kamil Dulański

środa, 9 czerwca 2010

Doniesienia transferowe z Bundesligi




Ciekawie dzieje się niemieckich klubach po zakończeniu sezonu. Do pracy, jak zawsze wyruszają menedżerowie i działacze klubów. Jak widać, ani jedni, ani drudzy nie próżnują.

Polscy kibice ze szczególnym zaciekawienie patrzą na Borussię, która na celowniku miała, aż trzech piłkarzy z polskim paszportem. Miała, bo jednego z nich już działaczom BVB udało się pozyskać. Tym piłkarzem jest Łukasz Piszczek, który pomimo nienajlepszego sezonu w Hercie, notuje sportowy awans. Dwaj pozostali, Lewandowski oraz Obraniak są blisko dołączenia do Błaszczykowskiego i wspomnianego Piszczka. Transfer napastnika Lecha Poznań niepokojąco się przedłuża, ale ostatnie doniesienia wskazują, że Lewandowski jednak zagra na Signal Iduna Park. Powszechnie uważa się, że jeśli nie dojdzie do transferu Lewandowskiego to Borussia pozyska Obraniaka. Nie jest jednak wykluczone, że obaj Polacy zasilą szeregi BVB. Czterech reprezentantów Polski w jednym klubie zagranicznym, byłaby to prawdziwa kolonia. Wygląda na to, że Borussia będzie jeszcze bardziej potrzebowała nowych sił w ofensywie. Według najnowszych doniesień AC Milan wysłał do Dortmund ofertę, w której proponuje za Lukasa Barriosa 30 milionów euro.

Interesująco jest też w innych niemieckich zespołach. Szczególną aktywność wykazuje VFB Stuttgart. Skład szóstej ekipy zakończonego sezonu wzmocniło ośmiu piłkarzy, na czele z Mandjeckiem oraz Gertnerem. Godnym uwagi wzmocnieniem może być również Martin Harnik. Były napastnik Werderu Brema, ostatni sezon spędził w Fortunie Dusseldorf, dla której zdobył 13 bramek w 30 meczach ligowych.

Ciekawie, głównie za sprawą transferu Marko Arnautovicia, dzieje się we wspomnianym już Werderze Brema. 21- letni reprezentant Austrii ostatni sezon na wypożyczeniu w Interze Mediolan, ale ze względu na kontuzje wystąpił zaledwie w trzech spotkaniach. Włodarze „zielono- białych” wiążą duże nadzieje z byłym napastnikiem Twente. Kolejnym nabytkiem Werderu jest Felix Kroos. Młodszy brat Toniego Kroosa jest uważany za jednego z najbardziej utalentowanych niemieckich piłkarzy.

Nieco uśpiony zdaje się być Bayern, który bardziej skupia się na zatrzymaniu swoich gwiazd, niż pozyskiwaniu nowych zawodników. Głośno jest na temat zainteresowania Barcelony Arjenem Robbenem. Rok temu Bawarczykom udało się obronić przed zakusami Realu na Ribery’ego, dlatego prawdopodobne jest, że i tym razem w Monachium postawią na swoim.

Będąc przy Realu, należy wspomnieć, że właśnie z tego klubu do Bundesligi powraca Christoph Metzelder. Były reprezentant Niemiec, który zaliczył nieudana przygodę w barwach Królewskich, w przyszłym sezonie będzie reprezentował Schalke. Klub z Zagłębia Ruhry pozyskał również japońskiego obrońce, Atsuto Uchide, który jest pewniakiem w reprezentacji Japonii na mundial w RPA. 22- letni gracz ma zarabiać w barwach Schalke rekordowe, jeśli chodzi o gracza z Japonii, 2,3 miliona dolarów. Z Gelsenkirchen pożegnał się Gerald Asamoah. Piłkarz będący ikoną klubu, spędził w Schalke 11 lat. Urodzony w Ghanie zawodnik, w przyszły sezonie będzie bronił barw FC St. Pauli. Asamoah to nie jedyny napastnik, który rozstał się z klubem. Ogromnym osłabieniem będzie brak Kevina Kuranyi, który przeniósł się do Dynamo Moskwa. Na razie nie widać następcy bramkostrzelnego napastnika.

Duży osłabieniem dla całej ligi niemieckiej jest odejście obrońcy HSV,  Jerome’a Boatenga. Uniwersalny zawodnik związał się 5- letnim kontraktem z Manchesterem City.
Na koniec powrót do tematu polskich piłkarzy. Sławomir Peszko w rozmowie z Przeglądem Sportowym stwierdził, że na 90% zagra w Wolfsburgu. Skrzydłowy Lecha Poznań spotkał się z menedżerem „Wilków”, Dieterem Hoenessem, który wybrał się specjalnie na zgrupowanie reprezentacji Polski, żeby porozmawiać z popularnym „Peszkinem”.

środa, 19 maja 2010

Zawładnął amerykańskimi sercami

Tym razem o mało znanym w Polsce koszykarzu, który robi furorę w USA. John Wall jest faworytem do #1 w tegorocznym drafcie NBA. Rozgrywający Kentucky Wildcats udowodnił, że jest nie tylko najbardziej utalentowanym koszykarzem, jaki stara się o angaż w najlepszej koszykarskiej lidze świat, ale także świetnym tancerzem. Jego taniec w barwach Wildcats,  jest naśladowany przez tysiące amerykanów. Zobaczcie sami.



Żeby nie było, że tylko tańczyć potrafi...

środa, 12 maja 2010

Ciekawie do końca

Jop w akcji


Dobiega końca najbardziej intensywna końcówka sezonu ekstraklasy ostatnich lat.  Intensywna, nie tylko z uwagi na zwiększoną ilość spotkań, ale również ze względu na to co dzieje się na piłkarskich boiskach.

Siedem kolejek rozegranych w niecały miesiąc, to na pewno przybliża nas do europejskich standardów. Jak się okazuje, polscy piłkarze, podobno nieprzyzwyczajeni do takiej intensywności, byli w stanie grać na dobrym poziomie, a już na pewno nie gorszym niż wtedy, gdy swoje mecze rozgrywali raz w tygodniu. To pokazuje, że naszych rodzimych graczy stać na więcej, niż tylko 30 spotkań w ciągu sezonu. Powstają nowe stadiony i może warto by je zapełniać częściej, niż raz na tydzień. To z pewnością podniosłoby atrakcyjność rozgrywek i na pewno lepiej przygotowałoby piłkarzy na walkę w europejskich pucharach.

Wracając do poziomu gry w Ekstraklasie, liczby pokazują, że nie jest w tym aspekcie najgorzej. W ostatnich trzech kolejkach padało średnio 2,5 bramki na mecz. Nie jest to wynik zniewalający, ale zdecydowanie można go uznać za dobry. Co ciekawe, na cztery ostatnie kolejki tylko dwukrotnie padł wynik bezbramkowy. Kibice mieli okazję obejrzeć wiele ciekawych spotkań. Świetny mecz rozegrano w Chorzowie, gdzie Ruch pokonał Legię w bezpośredniej walce o europejskie puchary. Chorzowianie wytrzymują walkę z najlepszymi, potwierdzając tym samym, że są największą niespodzianką obecnego sezonu. Jeśli już jesteśmy przy Legii, na uwagę zasługuję postawę Jana Muchy. Słowak toczył heroiczne boje, nie tylko w meczu z Ruchem, ale także z krakowską Wisłą. Swoją postawą udowadnia,  pełen profesjonalizm. Niestety w pojedynkę nie jest w stanie wygrać z nikim. Zawodnik, który odchodzi z Legii, dostaje lukratywny kontrakt zagraniczny, prezentuje się lepiej, niż koledzy z drużyny, którzy nie mogą być pewni swojej przyszłości w klubie. Potwierdził to właśnie wspomniany mecz z Wisłą, w którym obudził się Paweł Brożek. Trzy bramki popularnego „Brozia”, były okrasą meczu Legii z Wisłą przy ulicy Łazienkowskiej. Po porażce z Koroną Kielce, wydawało się, że to właśnie Brożek wstawił Wisłę, we właściwy bieg. Swoje punkty pewnie zbierał Lech i to się opłaciło. W ostatniej kolejce, którą śmiało można nazwać hitem sezonu, Wisła w kuriozalnych okolicznościach straciła pierwszeństwo w tabeli. Lech w ostatnich minutach wywalczył zwycięstwo z Ruchem 2:1, a Wisła straciła 3 punkty, za sprawą fatalnej interwencji Mariusza Jopa. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej Lech przegrywał i to Wisła mogła się cieszyć z mistrzostwa Polski. Trzeba przyznać, że emocji i zmian scenariusza w ostatniej kolejce nie brakowało. Swoje święto przeżywają kibice Cracovii, która nie tylko pokrzyżowała plany największemu rywalowi, Wiśle, ale również zapewniła sobie utrzymanie i wspomogła zaprzyjaźnionego Lecha. W dole tabeli nie ustaje zażarta walka. Będąca w dramatycznej sytuacji, Arka Gdynia wygrała dwa ostatnie spotkania i jest na najlepszej drodze do pozostania w ligowej stawce. W ostatniej kolejce pokonała bezpośredniego konkurenta w walce o utrzymanie, Piast Gliwice. Dzięki temu w dole tabeli mieliśmy, podobnie jak na górze, przetasowanie. Ostatnie miejsce okupuje Odra, która przegrała z nienajlepiej spisującym się w tej rundzie Śląskiem, aż 2:4. Wydaje się że Wodzisławianie i Piast są głównymi kandydatami do spadku. Jak się okazuje,  po raz kolejny karty może rozdawać Cracovia, która w ostatniej kolejce zmierzy się z Piastem. Zwycięstwo „Pasów” może pomóc kolejnemu „przyjacielowi”, Arce Gdynia. Odrę Wodzisław czeka natomiast arcytrudne spotkanie z krakowską Wisłą.

Końcówka obecnego sezonu, jest jedną z ciekawszych w ostatnich latach. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, a najlepszą informacją, jest fakt, iż to jeszcze nie koniec emocji. Do końca rozgrywek pozostała nam jeszcze jedna kolejka. Czyżby czekały nas kolejne zmiany scenariusza?

czwartek, 6 maja 2010

"Miszcz Polski"


Dziwnie, w ostatnim czasie zgasło we mnie zainteresowanie polską Ekstraklasą. Wszyscy mówią, że walka o tytuł między Wisłą a Lechem nabiera rumieńców. Ja jednak nie mogę się odżegnać od stwierdzenia, że to nie są rumieńce, a jedynie ohydne wypieki.

„Kolejarz” zbliżył się do „Białej Gwiazdy”, na jeden punkt i niby wszystko do ostatniej kolejki będzie wyglądało fantastycznie. Będzie walka, będą emocje. Po prostu „miód i malina” dla zranionego serca polskiego kibica.

Nie daj się jednak drogi kibicu zwieść. To raczej Wisła się cofa, a już na pewno stoi w miejscu, niż Lech się zbliża. Wcale nie będzie pięknie i emocjonująco. Będzie tak jak do tej pory, nudno i ponuro. Kolejny „hit” Legia- Wisła, nie przyniesie oczekiwanych emocji. Lepiej sobie nie robić nadziei, bo jak wiadomo, można się srogo zawieść. Z resztą sami zawodnicy nie chcą nam robić nadziei.  Świadczą o tym wypowiedzi zarówno wiślaków, jak i legionistów. Jedni i drudzy zapowiadają brzydki mecz i twarda walkę o 3 punkty.

- Nie można tak jednoznacznie określić jak to będzie wyglądać. Sądzę, że nastawimy się na grę rozsądną- mówi Boguski.

„Rozsądna grę”, należy odczytywać jako, nie spodziewajcie się, że będzie lepiej, niż w meczu Wisła- Lech. Ja rozumiem, że są takie mecze w których nie gra się ładnie, coś nie idzie, ale żeby przed meczem nastawiać się na to, że mecz będzie nieładny. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Piłka to gra, która z zasady ma bawić, a piłkarze to przecież gladiatorzy naszych czasów, którzy grają dla sławy, pieniędzy i ku uciesze kibiców. Wiedzą o tym na zachodzie, ba, wiedzą nawet w niższych polskich ligach, gdzie często za darmo, dla przyjemności, piłkarze oddają serce za swoją drużynę. Zawodnicy z Ekstraklasy albo o tym zapomnieli albo… już sam nie wiem jak to można wytłumaczyć, że od naszej ligowej piłki wieje taką nuda i nędzą. To jakiś absurd, że ludzie którzy zarabiają takie pieniądze, nie są w stanie dać z siebie wszystkiego, by zadowolić kibica. „Tylko zwycięstwo”. „Grać na całego i walczyć do upadłego”. Te hasła zdają się być zapomniane, a z trybun za nic nie docierają do piłkarzy.

Na koniec prośba. Udowodnijcie mi drodzy ligowcy, że się mylę. Że te wszystkie słowa, są nie na miejscu. Bym musiał uderzyć się w pierś i to wszystko odszczekać. Pokażcie mi serce do walki i udowodnijcie, że zasługujecie na zarobki, które otrzymujecie. Niech wyjdą rumieńce!