Zarówno piłkarze, jak i oficjele FC Barcelony zdają sobie sprawę z faktu, że aby pokonać inter, niezbędne będzie wsparcie kibiców na Camp Nou. Z tego względu powstał szereg krótkich filmów, które mają na celu nakręcić kibiców "Dumy Katalonii" do niesamowitego dopingu. Oto jeden z nich.
P.S. Po raz kolejny przekonuję się, że Barca to "więcej niż klub"
środa, 28 kwietnia 2010
sobota, 24 kwietnia 2010
"Stara Dama" stoi nad przepaścią
31 kolejka Bundesligi, sezonu 2008/2009. Hertha Berlin wygrywa z VFL Bochum 2:0 i traci do liderującego w tabeli Wolfsburga jeden punkt. Klub z Brandenburgii jest największą niespodzianką rozgrywek i ma spore szanse na zdobycie mistrzowskiej patery. Na tym samym etapie obecnego sezonu, Hertha nadal zachowuje status największej niespodzianki, tyle tylko, że „in minus”. Jedynie cud może sprawić, że klub ze stolicy Niemiec utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Szczególnie przykry jest fakt, że niechlubnym udziałowcem takiego stanu rzeczy jest nasz rodak, Artur Wichniarek. Polak postanowił po raz drugi wejść do tej samej rzeki, czego jak wszem i wobec wiadomo, robić nie wolno. Efekt jest wręcz dramatyczny, 27 spotkań w obecnym sezonie i tylko jedna bramka, zdobyta w Lidze Europa. Przypominam, że jest to ten sam piłkarz, który w sezonie 2008/2009 strzelił 14 bramek i był gwiazdą Arminii Bielefeld. W obecnym sezonie, Wichniarek znajduje się na przeciwległym biegunie. „Król Artur” (już bez berła i korony?) znalazł się na samym dnie notowania piłkarzy, którzy regularnie grali w rundzie jesiennej, a w niedawnym zestawieniu najgorszych transferów kończącego się sezonu był na szóstym miejscu. Widać w drużynie Herthy brak takiego zawodnika, jakim był Woronin. Pod jego nieobecność, nie ma człowieka, który na swoje barki wziął by odpowiedzialność za strzelanie bramek. Raffael czy Ramos, którzy mają stanowić o sile ataku Herthy, to jednak piłkarze innego kalibru. W przerwie został sprowadzony wiekowy Gekas, ale i on, chociaż waleczny, nie daje rady. Z wielkim żalem włodarze „Starej Damy” spoglądają w kierunku Amsterdamu, gdzie świetnie radzi sobie Pantelic, który w Berlinie miał notorycznie problemy z dyscypliną. Serb zdobył w barwach Ajaxu 20 bramek w 36 spotkaniach obecnego sezonu. Nie bez znaczenia jest odejście z drużyny Josipa Simunica, który był opoką defensywy berlińczyków. Po pozbyciu się filarów drużyny, odpowiedzialność miała spocząć na Kacarze, Raffaelu, czy też doświadczonym Friedrichu. Ci jednak nie unieśli ciężaru, jaki na nich spoczywał. Choć Hertha prezentujecie nienajgorszą grę, to brakuje jej skuteczności, a proste błędy w defensywie powodują, że piłkarze ze stolicy Niemiec najczęściej przegrywają różnicą jednej bramki. Na pocieszenie dla nas pozostaje postawa Łukasza Piszczka, który przyzwoicie prezentuje się w każdym meczu i jest pewnym punktem drużyny.
Kibice Herthy już dawno stracili cierpliwość do piłkarzy, często wyrażając to w agresywny sposób. „Stara Dama” traci do pozycji gwarantującej grę w barażach pięć punktów. Do końca rozgrywek pozostały trzy kolejki. Wszystko wskazuje na to, że złość fanów sięgnie zenitu w dniu dzisiejszym. Jeśli Hertha przegra z walczącym o mistrzostwo Schalke, nie będzie już dla niej realnego ratunku. Jeśli wygra, sytuacja wcale nie ulegnie dużemu polepszeniu. W perspektywie pozostaną mecze z Bayerem Leverkusen oraz Bayernem Monachium…
czwartek, 22 kwietnia 2010
Złoto dla zuchwałych
Po wielu latach posuchy, bogaty Inter jest wreszcie blisko upragnionego sukcesu. Zwycięstwo nad faworyzowaną Barceloną, przybliżyło „La Beneamata” do wyczekiwanego przez lata triumfu w Champions League. Grube miliony wydawane rokrocznie na nic się zdały i dopiero ręka Jose Mourinho sprawiła, że piłkarska machina działa jak trzeba. I jak tu nie wierzyć w magię Portugalczyka?
W pierwszym sezonie Mourinho w Mediolanie, Inter zdobył „zaledwie” Scudetto. Rozpoznanie zostało wykonane. Portugalczyk postanowił odświeżyć drużynę. Pozbyto się gwiazd, Ibrahimovica oraz Adriano. Na początku obecnego roku z klubem pożegnał się doświadczony Vieira. Mogłoby się wydawać, że w obecnym sezonie Inter nie ma mocniejszego składu, niż w poprzednich latach. Jednak gra Nerazzurri wygląda o niebo lepiej. Odejście starej gwardii świetnie zrobiło drużynie. Powiewem świeżości bije od nowych nabytków Interu, Eto’o czy Pandeva. Mourinho dobrze wiedział co robi. Ściągając takich piłkarzy dał im szanse na pokazanie swoich atutów, a oni ją świetnie wykorzystali i nadal wykorzystują. Z cienia byłych gwiazd wyszedł Milito, który świetnie czuje się otoczony wspomnianą dwójką. Postawie i grze Wesleya Sneijdera należało by poświęcić odrębny artykuł. Holender pokazuje nam pełnie swoich możliwości, a włodarze Realu z wielkim żalem patrzą na grę piłkarza, którego bez sentymentów się pozbyli. Okazuje się, że nie trzeba było wydawać kolejnych milionów na transfery, by puchar Champions League znalazł się w zasięgu ręki. Mediolańczycy zyskali na transferach w obecnym sezonie około 10 milionów euro.
Mówi się, że to piłkarze grają, a nie trener, ale nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że w tym przypadku udział trenera w sukcesie drużyny jest o wiele większy, niż ma to miejsce zazwyczaj. Są drużyny w Europie, które mają lepszy skład, ale to Inter jest obecnie najlepszym kolektywem, który starannie wybrał sobie Mourinho. Każdy z piłkarzy jest częścią układanki, do której świetnie pasuje. A jeśli nie pasuje, to żegna się z drużyną. Patrz wspomniany Adriano, którego los być może w najbliższym czasie podzieli niesforny Balotelli. Transfery o których wcześniej wspomniałem okazały się świetnym posunięciem, a każdy z przybyłych zawodników jest znaczącą postacią zespołu. Inter gra tak jak chce Mourinho. Momentami można odnieść wrażenie, że trener mediolańczyków, pod swoim płaszczem skrywa kontroler, którym steruje swoimi piłkarzami.
Świetna defensywa i zabójczy kontratak, to domena drużyn prowadzonych przez Portugalczyka. Niby każdy o tym wie, ale to na nic się zdaje. Nawet wielka Barcelona była bezradna na San Siro. Katalończycy zostali świetnie rozpracowani przed meczem, tak jak ma to w zwyczaju Mourinho. Zupełnie niewidoczny był Leo Messi, który pod nieobecność Iniesty, ma jeszcze większy wpływ na grę Barcelony. Widać, że Mourinho wyciągnął lekcje… z cudzych błędów. Chelsea Londyn była w zeszłym roku blisko wyeliminowania Barcelony, ale zapomniała, że w piłce chodzi, nie tylko o nie tracenie bramek, ale także ich zdobywanie. „The Special One” nie zapomniał o tym prozaicznym fakcie, a efekty widzieliśmy w miniony wtorek.
Oczywiście można zarzucić mistrzom Włoch, że w lidze nie prezentują się zbyt dobrze. Inter traci do Romy jeden punkt, ale nadal zachowują duże szanse na mistrzostwo. Gorsza postawa w meczach ligowych, zdaje się być jedynie oszczędzaniem sił na mecze Ligi Mistrzów. Ponad 60 spotkań w sezonie zmusza do szachowania siłami.
Magia zarozumiałego Mourinho trwa w najlepsze. Można nie lubić Portugalczyka, ale trzeba mu oddać jego wielkość. Kolejny klub, kolejny sezon, kolejny raz walka o najwyższe cele. Piłkarze Interu, jak Mourinho, pewni siebie, z wiarą we własne możliwości idą po triumf w Lidze Mistrzów. Wydaje się, że w Barcelonie znajduje się ostatni silny bastion, który może zatrzymać „The Special One” i jego drużynę.
W pierwszym sezonie Mourinho w Mediolanie, Inter zdobył „zaledwie” Scudetto. Rozpoznanie zostało wykonane. Portugalczyk postanowił odświeżyć drużynę. Pozbyto się gwiazd, Ibrahimovica oraz Adriano. Na początku obecnego roku z klubem pożegnał się doświadczony Vieira. Mogłoby się wydawać, że w obecnym sezonie Inter nie ma mocniejszego składu, niż w poprzednich latach. Jednak gra Nerazzurri wygląda o niebo lepiej. Odejście starej gwardii świetnie zrobiło drużynie. Powiewem świeżości bije od nowych nabytków Interu, Eto’o czy Pandeva. Mourinho dobrze wiedział co robi. Ściągając takich piłkarzy dał im szanse na pokazanie swoich atutów, a oni ją świetnie wykorzystali i nadal wykorzystują. Z cienia byłych gwiazd wyszedł Milito, który świetnie czuje się otoczony wspomnianą dwójką. Postawie i grze Wesleya Sneijdera należało by poświęcić odrębny artykuł. Holender pokazuje nam pełnie swoich możliwości, a włodarze Realu z wielkim żalem patrzą na grę piłkarza, którego bez sentymentów się pozbyli. Okazuje się, że nie trzeba było wydawać kolejnych milionów na transfery, by puchar Champions League znalazł się w zasięgu ręki. Mediolańczycy zyskali na transferach w obecnym sezonie około 10 milionów euro.
Mówi się, że to piłkarze grają, a nie trener, ale nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że w tym przypadku udział trenera w sukcesie drużyny jest o wiele większy, niż ma to miejsce zazwyczaj. Są drużyny w Europie, które mają lepszy skład, ale to Inter jest obecnie najlepszym kolektywem, który starannie wybrał sobie Mourinho. Każdy z piłkarzy jest częścią układanki, do której świetnie pasuje. A jeśli nie pasuje, to żegna się z drużyną. Patrz wspomniany Adriano, którego los być może w najbliższym czasie podzieli niesforny Balotelli. Transfery o których wcześniej wspomniałem okazały się świetnym posunięciem, a każdy z przybyłych zawodników jest znaczącą postacią zespołu. Inter gra tak jak chce Mourinho. Momentami można odnieść wrażenie, że trener mediolańczyków, pod swoim płaszczem skrywa kontroler, którym steruje swoimi piłkarzami.
Świetna defensywa i zabójczy kontratak, to domena drużyn prowadzonych przez Portugalczyka. Niby każdy o tym wie, ale to na nic się zdaje. Nawet wielka Barcelona była bezradna na San Siro. Katalończycy zostali świetnie rozpracowani przed meczem, tak jak ma to w zwyczaju Mourinho. Zupełnie niewidoczny był Leo Messi, który pod nieobecność Iniesty, ma jeszcze większy wpływ na grę Barcelony. Widać, że Mourinho wyciągnął lekcje… z cudzych błędów. Chelsea Londyn była w zeszłym roku blisko wyeliminowania Barcelony, ale zapomniała, że w piłce chodzi, nie tylko o nie tracenie bramek, ale także ich zdobywanie. „The Special One” nie zapomniał o tym prozaicznym fakcie, a efekty widzieliśmy w miniony wtorek.
Oczywiście można zarzucić mistrzom Włoch, że w lidze nie prezentują się zbyt dobrze. Inter traci do Romy jeden punkt, ale nadal zachowują duże szanse na mistrzostwo. Gorsza postawa w meczach ligowych, zdaje się być jedynie oszczędzaniem sił na mecze Ligi Mistrzów. Ponad 60 spotkań w sezonie zmusza do szachowania siłami.
Magia zarozumiałego Mourinho trwa w najlepsze. Można nie lubić Portugalczyka, ale trzeba mu oddać jego wielkość. Kolejny klub, kolejny sezon, kolejny raz walka o najwyższe cele. Piłkarze Interu, jak Mourinho, pewni siebie, z wiarą we własne możliwości idą po triumf w Lidze Mistrzów. Wydaje się, że w Barcelonie znajduje się ostatni silny bastion, który może zatrzymać „The Special One” i jego drużynę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)