Oglądając wczorajszy bieg Justyny Kowalczyk o mało się nie popłakałem. Cóż zrobić, już taki jestem, że gdy nasi osiągają sukcesy, strasznie to przeżywam. Wydaje się, że moje wzruszenie było o wiele większe, niż samej zainteresowanej, która do największego sukcesu życiowego podeszła z niezwykłym spokojem. Szczególnie podejście "Królowej Śniegu" było widoczne w rozmowach z mediami. Wręcz odniosłem wrażenie, że Justyna nie potrafi się cieszyć własnym sukcesem. Spodziewałem się łez, patetycznych wyznań, ale tego w wykonaniu Justyny nie doświadczymy.
Jednak, jeśli się głębiej zastanowić, trudno się dziwić takiemu zachowaniu. Ogromna presja, wytworzony(głównie przez media) konflikt z Marit Bjoergen, plus masa nieprzyjemności organizacyjnych, których doświadczyła. To wszystko, a może i więcej sprawiło, że Justyna komentuje sukces życiowy krótko:
Fajnie było wygrać z Marit.
Czy to, że wygrała z Norweżką jest najważniejsze? Chyba nie. Istotny zdaje się być fakt zdobycia złota, ale dla niej pokonanie Bjoergen stało się celem numer jeden. Celem który osiągnęła, a który sam w sobie nie może dać największej radości. Takiej radości jaką daje zdobycie medalu, bez tych wszystkich rozgrywek poza sportowych. Tak Justynie, jak i Marit nie udało się uciec od niepotrzebnych utarczek, na których tak zależało mediom w Polsce i Norwegi. W którymś momencie klimat sportowego święta został zmącony. Kowalczyk zdaje się być bardziej zmęczona psychicznie, niż fizycznie.
Inną sprawą jest fakt, że Justyna nigdy nie będzie gwiazdą i swoim zachowaniem wzbrania się od tego, by wpakować ją w jakiś medialny, kolorowy papierek. Nie chce być bohaterką narodową. Świadoma tego co ją czeka w najbliższych tygodniach, odcina się od tej roli. Trudno się dziwić, że stara się komentować swój ogromny sukces w stonowany sposób. Być może sama nie chce nakładać na siebie tego balastu. Wydaje mi się, że jako wybitny sportowiec ma do tego pełne prawo.
Justyna nie emanuje emocjami, ale być może właśnie to sprawia, że jest w stanie miesiącami wykonywać samotną pracę i osiągać sukcesy.Być może jest cicha i spokojna, po to żebyśmy my kibice mogli krzyczeć i płakać oglądając ostatnie metry biegu z jej udziałem. Chwała jej za to.
niedziela, 28 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz