czwartek, 10 czerwca 2010
Kontuzje torpedują Mistrzostwa Świata
Rośnie grono piłkarzy, którzy w wyniku kontuzji opuszczą mistrzostwa świata. Wyeksploatowani do granic możliwości ludzie padają jak muchy, a trenerzy reprezentacji z zatroskaniem patrzą na te gwiazdy, które jeszcze pozostały im do dyspozycji. Lekarze stają na głowie, dwoją się i troją by na nogi postawić takich piłkarzy jak Didier Drogba czy Arjen Roben.
Muszą grać!
Ten drugi jest najlepszym przykładem przemęczenia materiału. Skrzydłowy Bayernu, pomimo trzech kontuzji, rozegrał 42 mecze w minionym sezonie. Uraz, którego nabawił się w sparingu z Węgrami wyglądał co najmniej dziwnie. Nie atakowany przez nikogo Holender próbował zagrać piłkę „piętką” i zrobił to tak niefortunnie, że przy okazji doznał kontuzji uda. Zupełnie niezrozumiała reakcja organizmu. Początkowo mówiono, że Robben ma mundial z głowy, ale kontuzja okazała się mniej groźna. Pewne jest, że były gracz Realu nie wystąpi przeciwko Dani, ale na dalsze mecze powinien być do dyspozycji selekcjonera „Oranje”, Berta van Marwijka. Podobnie wygląda sytuacja Didiera Drogby. Napastnik Wybrzeża Kości Słoniowej doznał urazu łokcia, po ostrym wejściu reprezentanta Japonii, Tanaki. Kilkanaście minut po tym zdarzeniu sam zainteresowany mówił, że zapewne opuści mundial. Po dwóch dniach do obozu „Słoni” napłynęły pozytywne informacje. Drogba przeszedł zabieg kontuzjowanego łokcia i stan jego zdrowia się poprawia. Nie wiadomo jednak czy „Didi” wykuruje się na pierwszy, arcyważny mecz z Portugalią. Do wymienionej dwójki należy dołączyć Andreę Pirlo, którego występ również stoi pod znakiem zapytania. Lekarze chcą za wszelką cenę postawić Włocha na nogi, bo Marcelo Lippi nie wyobraża sobie pierwszej „11” bez piłkarza Milanu.
Niemcy mają problem z pomocą
Robben, Drogba i Pirlo wciąż walczą by zagrać w RPA. Jednak i bez nich lista kontuzjowanych jest imponująca. Otwiera ją podpora reprezentacji Niemiec, Michael Ballack. Kapitan naszych zachodnich sąsiadów odczuwa skutki starcia z Kevinem Boatengiem, do którego doszło w finale Pucharu Anglii. Niemcy spekulują, ze nie był to przypadek. Niesforny Boateng mógł grać w reprezentacji Niemiec, jednak wybrał Republikę Ghany, która w grupie MŚ zagra… z Niemcami. Jakby tego było mało, to nie koniec problemów selekcjonera Loewa. Ze składu wypadli ponadto Rolfes (kontuzja kolana)oraz Trash (kontuzja stawu skokowego). Loew ma ciężki orzech do zgryzienia przy zestawieniu formacji pomocy.
Piłkarze Chelsea przeklęci?
Jak się okazuje najwięcej borykających się z kontuzjami piłkarzy na co dzień gra w Chelsea. Do wymienionych Drogby i Ballacka dochodzą Jose Bosingwa, Michael Essien, John Obi Mikel, którzy na mundialu nie wystąpią, a także wracający do zdrowia Ashley Cole i John Terry. Sytuacja co najmniej zastanawiająca. Czy można mówić o przypadku, gdy 7 czołowych piłkarzy jednej drużyny jest kontuzjowanych?
Anglia cierpi
Pozostając w tematyce angielskiej piłki, nie należy zapomnieć o Rio Ferdinandzie. Ostoja defensywy reprezentacji Anglii mundial obejrzy w telewizji. Na ostatnim treningu przed wylotem do RPA Anglik naderwał więzadła krzyżowe. Po badaniu Ferdinand stwierdził, że cała sytuacja to „sprawka klątwy”… Piłkarza Czerwonych Diabłów zastąpi Michael Dawson.
Bez niego to nie to samo
Na koniec zostawiłem sobie prawdziwą perełkę. To, że w RPA nie zagra Beckham było już wiadomo dawno, jednak wielu nadal nie może się pogodzić z takim stanem rzeczy. Ja się pod tym podpisuję. W końcu nikt nie potrafi tak podkręcić jak Becks. Mistrzostwa bez jego wrzutek, przerzutów i strzałów nie będą takie same. Na pocieszenie, Anglik będzie z drużyną w czasie turnieju mistrzowskiego, gdyż skorzystał z zaproszenia Fabio Capello i dołączył do sztabu „Lwów Albionu”.
W komentarzach do zaistniałej sytuacji najczęściej pojawiają się słowa „pech”, „klątwa”, „przekleństwo”. Ja jednak jestem zdania, że nic nie dzieje się przypadkiem i bez przyczyny. Może warto się zastanowić, dlaczego kontuzje dotykają czołowych piłkarzy? Najlepsi rozgrywają około 60 oficjalnych spotkań w sezonie, a do tego dochodzą sparingi, gry wewnętrzne, godziny treningów. Wygląda na to, że przeciążenia organizmu są zbyt duże. W pogoni za sukcesem zapomina się, że są to tylko ludzie i szuka się „magicznych” usprawiedliwień plagi kontuzji.
P.S. Wiadomość z ostatniej chwili. Do listy kontuzjowanych dopisujemy największą gwiazdę reprezentacji Szwajcarii, Aleksandra Freia. Póki co nie jest jasne czy Szwajcar wystąpi na boiskach RPA.
Kamil Dulański
środa, 9 czerwca 2010
Doniesienia transferowe z Bundesligi
Ciekawie dzieje się niemieckich klubach po zakończeniu sezonu. Do pracy, jak zawsze wyruszają menedżerowie i działacze klubów. Jak widać, ani jedni, ani drudzy nie próżnują.
Polscy kibice ze szczególnym zaciekawienie patrzą na Borussię, która na celowniku miała, aż trzech piłkarzy z polskim paszportem. Miała, bo jednego z nich już działaczom BVB udało się pozyskać. Tym piłkarzem jest Łukasz Piszczek, który pomimo nienajlepszego sezonu w Hercie, notuje sportowy awans. Dwaj pozostali, Lewandowski oraz Obraniak są blisko dołączenia do Błaszczykowskiego i wspomnianego Piszczka. Transfer napastnika Lecha Poznań niepokojąco się przedłuża, ale ostatnie doniesienia wskazują, że Lewandowski jednak zagra na Signal Iduna Park. Powszechnie uważa się, że jeśli nie dojdzie do transferu Lewandowskiego to Borussia pozyska Obraniaka. Nie jest jednak wykluczone, że obaj Polacy zasilą szeregi BVB. Czterech reprezentantów Polski w jednym klubie zagranicznym, byłaby to prawdziwa kolonia. Wygląda na to, że Borussia będzie jeszcze bardziej potrzebowała nowych sił w ofensywie. Według najnowszych doniesień AC Milan wysłał do Dortmund ofertę, w której proponuje za Lukasa Barriosa 30 milionów euro.
Interesująco jest też w innych niemieckich zespołach. Szczególną aktywność wykazuje VFB Stuttgart. Skład szóstej ekipy zakończonego sezonu wzmocniło ośmiu piłkarzy, na czele z Mandjeckiem oraz Gertnerem. Godnym uwagi wzmocnieniem może być również Martin Harnik. Były napastnik Werderu Brema, ostatni sezon spędził w Fortunie Dusseldorf, dla której zdobył 13 bramek w 30 meczach ligowych.
Ciekawie, głównie za sprawą transferu Marko Arnautovicia, dzieje się we wspomnianym już Werderze Brema. 21- letni reprezentant Austrii ostatni sezon na wypożyczeniu w Interze Mediolan, ale ze względu na kontuzje wystąpił zaledwie w trzech spotkaniach. Włodarze „zielono- białych” wiążą duże nadzieje z byłym napastnikiem Twente. Kolejnym nabytkiem Werderu jest Felix Kroos. Młodszy brat Toniego Kroosa jest uważany za jednego z najbardziej utalentowanych niemieckich piłkarzy.
Nieco uśpiony zdaje się być Bayern, który bardziej skupia się na zatrzymaniu swoich gwiazd, niż pozyskiwaniu nowych zawodników. Głośno jest na temat zainteresowania Barcelony Arjenem Robbenem. Rok temu Bawarczykom udało się obronić przed zakusami Realu na Ribery’ego, dlatego prawdopodobne jest, że i tym razem w Monachium postawią na swoim.
Będąc przy Realu, należy wspomnieć, że właśnie z tego klubu do Bundesligi powraca Christoph Metzelder. Były reprezentant Niemiec, który zaliczył nieudana przygodę w barwach Królewskich, w przyszłym sezonie będzie reprezentował Schalke. Klub z Zagłębia Ruhry pozyskał również japońskiego obrońce, Atsuto Uchide, który jest pewniakiem w reprezentacji Japonii na mundial w RPA. 22- letni gracz ma zarabiać w barwach Schalke rekordowe, jeśli chodzi o gracza z Japonii, 2,3 miliona dolarów. Z Gelsenkirchen pożegnał się Gerald Asamoah. Piłkarz będący ikoną klubu, spędził w Schalke 11 lat. Urodzony w Ghanie zawodnik, w przyszły sezonie będzie bronił barw FC St. Pauli. Asamoah to nie jedyny napastnik, który rozstał się z klubem. Ogromnym osłabieniem będzie brak Kevina Kuranyi, który przeniósł się do Dynamo Moskwa. Na razie nie widać następcy bramkostrzelnego napastnika.
Duży osłabieniem dla całej ligi niemieckiej jest odejście obrońcy HSV, Jerome’a Boatenga. Uniwersalny zawodnik związał się 5- letnim kontraktem z Manchesterem City.
Na koniec powrót do tematu polskich piłkarzy. Sławomir Peszko w rozmowie z Przeglądem Sportowym stwierdził, że na 90% zagra w Wolfsburgu. Skrzydłowy Lecha Poznań spotkał się z menedżerem „Wilków”, Dieterem Hoenessem, który wybrał się specjalnie na zgrupowanie reprezentacji Polski, żeby porozmawiać z popularnym „Peszkinem”.
środa, 19 maja 2010
Zawładnął amerykańskimi sercami
Tym razem o mało znanym w Polsce koszykarzu, który robi furorę w USA. John Wall jest faworytem do #1 w tegorocznym drafcie NBA. Rozgrywający Kentucky Wildcats udowodnił, że jest nie tylko najbardziej utalentowanym koszykarzem, jaki stara się o angaż w najlepszej koszykarskiej lidze świat, ale także świetnym tancerzem. Jego taniec w barwach Wildcats, jest naśladowany przez tysiące amerykanów. Zobaczcie sami.
Żeby nie było, że tylko tańczyć potrafi...
Żeby nie było, że tylko tańczyć potrafi...
środa, 12 maja 2010
Ciekawie do końca
Jop w akcji
Dobiega końca najbardziej intensywna końcówka sezonu ekstraklasy ostatnich lat. Intensywna, nie tylko z uwagi na zwiększoną ilość spotkań, ale również ze względu na to co dzieje się na piłkarskich boiskach.
Siedem kolejek rozegranych w niecały miesiąc, to na pewno przybliża nas do europejskich standardów. Jak się okazuje, polscy piłkarze, podobno nieprzyzwyczajeni do takiej intensywności, byli w stanie grać na dobrym poziomie, a już na pewno nie gorszym niż wtedy, gdy swoje mecze rozgrywali raz w tygodniu. To pokazuje, że naszych rodzimych graczy stać na więcej, niż tylko 30 spotkań w ciągu sezonu. Powstają nowe stadiony i może warto by je zapełniać częściej, niż raz na tydzień. To z pewnością podniosłoby atrakcyjność rozgrywek i na pewno lepiej przygotowałoby piłkarzy na walkę w europejskich pucharach.
Wracając do poziomu gry w Ekstraklasie, liczby pokazują, że nie jest w tym aspekcie najgorzej. W ostatnich trzech kolejkach padało średnio 2,5 bramki na mecz. Nie jest to wynik zniewalający, ale zdecydowanie można go uznać za dobry. Co ciekawe, na cztery ostatnie kolejki tylko dwukrotnie padł wynik bezbramkowy. Kibice mieli okazję obejrzeć wiele ciekawych spotkań. Świetny mecz rozegrano w Chorzowie, gdzie Ruch pokonał Legię w bezpośredniej walce o europejskie puchary. Chorzowianie wytrzymują walkę z najlepszymi, potwierdzając tym samym, że są największą niespodzianką obecnego sezonu. Jeśli już jesteśmy przy Legii, na uwagę zasługuję postawę Jana Muchy. Słowak toczył heroiczne boje, nie tylko w meczu z Ruchem, ale także z krakowską Wisłą. Swoją postawą udowadnia, pełen profesjonalizm. Niestety w pojedynkę nie jest w stanie wygrać z nikim. Zawodnik, który odchodzi z Legii, dostaje lukratywny kontrakt zagraniczny, prezentuje się lepiej, niż koledzy z drużyny, którzy nie mogą być pewni swojej przyszłości w klubie. Potwierdził to właśnie wspomniany mecz z Wisłą, w którym obudził się Paweł Brożek. Trzy bramki popularnego „Brozia”, były okrasą meczu Legii z Wisłą przy ulicy Łazienkowskiej. Po porażce z Koroną Kielce, wydawało się, że to właśnie Brożek wstawił Wisłę, we właściwy bieg. Swoje punkty pewnie zbierał Lech i to się opłaciło. W ostatniej kolejce, którą śmiało można nazwać hitem sezonu, Wisła w kuriozalnych okolicznościach straciła pierwszeństwo w tabeli. Lech w ostatnich minutach wywalczył zwycięstwo z Ruchem 2:1, a Wisła straciła 3 punkty, za sprawą fatalnej interwencji Mariusza Jopa. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej Lech przegrywał i to Wisła mogła się cieszyć z mistrzostwa Polski. Trzeba przyznać, że emocji i zmian scenariusza w ostatniej kolejce nie brakowało. Swoje święto przeżywają kibice Cracovii, która nie tylko pokrzyżowała plany największemu rywalowi, Wiśle, ale również zapewniła sobie utrzymanie i wspomogła zaprzyjaźnionego Lecha. W dole tabeli nie ustaje zażarta walka. Będąca w dramatycznej sytuacji, Arka Gdynia wygrała dwa ostatnie spotkania i jest na najlepszej drodze do pozostania w ligowej stawce. W ostatniej kolejce pokonała bezpośredniego konkurenta w walce o utrzymanie, Piast Gliwice. Dzięki temu w dole tabeli mieliśmy, podobnie jak na górze, przetasowanie. Ostatnie miejsce okupuje Odra, która przegrała z nienajlepiej spisującym się w tej rundzie Śląskiem, aż 2:4. Wydaje się że Wodzisławianie i Piast są głównymi kandydatami do spadku. Jak się okazuje, po raz kolejny karty może rozdawać Cracovia, która w ostatniej kolejce zmierzy się z Piastem. Zwycięstwo „Pasów” może pomóc kolejnemu „przyjacielowi”, Arce Gdynia. Odrę Wodzisław czeka natomiast arcytrudne spotkanie z krakowską Wisłą.
Końcówka obecnego sezonu, jest jedną z ciekawszych w ostatnich latach. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, a najlepszą informacją, jest fakt, iż to jeszcze nie koniec emocji. Do końca rozgrywek pozostała nam jeszcze jedna kolejka. Czyżby czekały nas kolejne zmiany scenariusza?
Dobiega końca najbardziej intensywna końcówka sezonu ekstraklasy ostatnich lat. Intensywna, nie tylko z uwagi na zwiększoną ilość spotkań, ale również ze względu na to co dzieje się na piłkarskich boiskach.
Siedem kolejek rozegranych w niecały miesiąc, to na pewno przybliża nas do europejskich standardów. Jak się okazuje, polscy piłkarze, podobno nieprzyzwyczajeni do takiej intensywności, byli w stanie grać na dobrym poziomie, a już na pewno nie gorszym niż wtedy, gdy swoje mecze rozgrywali raz w tygodniu. To pokazuje, że naszych rodzimych graczy stać na więcej, niż tylko 30 spotkań w ciągu sezonu. Powstają nowe stadiony i może warto by je zapełniać częściej, niż raz na tydzień. To z pewnością podniosłoby atrakcyjność rozgrywek i na pewno lepiej przygotowałoby piłkarzy na walkę w europejskich pucharach.
Wracając do poziomu gry w Ekstraklasie, liczby pokazują, że nie jest w tym aspekcie najgorzej. W ostatnich trzech kolejkach padało średnio 2,5 bramki na mecz. Nie jest to wynik zniewalający, ale zdecydowanie można go uznać za dobry. Co ciekawe, na cztery ostatnie kolejki tylko dwukrotnie padł wynik bezbramkowy. Kibice mieli okazję obejrzeć wiele ciekawych spotkań. Świetny mecz rozegrano w Chorzowie, gdzie Ruch pokonał Legię w bezpośredniej walce o europejskie puchary. Chorzowianie wytrzymują walkę z najlepszymi, potwierdzając tym samym, że są największą niespodzianką obecnego sezonu. Jeśli już jesteśmy przy Legii, na uwagę zasługuję postawę Jana Muchy. Słowak toczył heroiczne boje, nie tylko w meczu z Ruchem, ale także z krakowską Wisłą. Swoją postawą udowadnia, pełen profesjonalizm. Niestety w pojedynkę nie jest w stanie wygrać z nikim. Zawodnik, który odchodzi z Legii, dostaje lukratywny kontrakt zagraniczny, prezentuje się lepiej, niż koledzy z drużyny, którzy nie mogą być pewni swojej przyszłości w klubie. Potwierdził to właśnie wspomniany mecz z Wisłą, w którym obudził się Paweł Brożek. Trzy bramki popularnego „Brozia”, były okrasą meczu Legii z Wisłą przy ulicy Łazienkowskiej. Po porażce z Koroną Kielce, wydawało się, że to właśnie Brożek wstawił Wisłę, we właściwy bieg. Swoje punkty pewnie zbierał Lech i to się opłaciło. W ostatniej kolejce, którą śmiało można nazwać hitem sezonu, Wisła w kuriozalnych okolicznościach straciła pierwszeństwo w tabeli. Lech w ostatnich minutach wywalczył zwycięstwo z Ruchem 2:1, a Wisła straciła 3 punkty, za sprawą fatalnej interwencji Mariusza Jopa. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej Lech przegrywał i to Wisła mogła się cieszyć z mistrzostwa Polski. Trzeba przyznać, że emocji i zmian scenariusza w ostatniej kolejce nie brakowało. Swoje święto przeżywają kibice Cracovii, która nie tylko pokrzyżowała plany największemu rywalowi, Wiśle, ale również zapewniła sobie utrzymanie i wspomogła zaprzyjaźnionego Lecha. W dole tabeli nie ustaje zażarta walka. Będąca w dramatycznej sytuacji, Arka Gdynia wygrała dwa ostatnie spotkania i jest na najlepszej drodze do pozostania w ligowej stawce. W ostatniej kolejce pokonała bezpośredniego konkurenta w walce o utrzymanie, Piast Gliwice. Dzięki temu w dole tabeli mieliśmy, podobnie jak na górze, przetasowanie. Ostatnie miejsce okupuje Odra, która przegrała z nienajlepiej spisującym się w tej rundzie Śląskiem, aż 2:4. Wydaje się że Wodzisławianie i Piast są głównymi kandydatami do spadku. Jak się okazuje, po raz kolejny karty może rozdawać Cracovia, która w ostatniej kolejce zmierzy się z Piastem. Zwycięstwo „Pasów” może pomóc kolejnemu „przyjacielowi”, Arce Gdynia. Odrę Wodzisław czeka natomiast arcytrudne spotkanie z krakowską Wisłą.
Końcówka obecnego sezonu, jest jedną z ciekawszych w ostatnich latach. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, a najlepszą informacją, jest fakt, iż to jeszcze nie koniec emocji. Do końca rozgrywek pozostała nam jeszcze jedna kolejka. Czyżby czekały nas kolejne zmiany scenariusza?
czwartek, 6 maja 2010
"Miszcz Polski"
Dziwnie, w ostatnim czasie zgasło we mnie zainteresowanie polską Ekstraklasą. Wszyscy mówią, że walka o tytuł między Wisłą a Lechem nabiera rumieńców. Ja jednak nie mogę się odżegnać od stwierdzenia, że to nie są rumieńce, a jedynie ohydne wypieki.
„Kolejarz” zbliżył się do „Białej Gwiazdy”, na jeden punkt i niby wszystko do ostatniej kolejki będzie wyglądało fantastycznie. Będzie walka, będą emocje. Po prostu „miód i malina” dla zranionego serca polskiego kibica.
Nie daj się jednak drogi kibicu zwieść. To raczej Wisła się cofa, a już na pewno stoi w miejscu, niż Lech się zbliża. Wcale nie będzie pięknie i emocjonująco. Będzie tak jak do tej pory, nudno i ponuro. Kolejny „hit” Legia- Wisła, nie przyniesie oczekiwanych emocji. Lepiej sobie nie robić nadziei, bo jak wiadomo, można się srogo zawieść. Z resztą sami zawodnicy nie chcą nam robić nadziei. Świadczą o tym wypowiedzi zarówno wiślaków, jak i legionistów. Jedni i drudzy zapowiadają brzydki mecz i twarda walkę o 3 punkty.
- Nie można tak jednoznacznie określić jak to będzie wyglądać. Sądzę, że nastawimy się na grę rozsądną- mówi Boguski.
„Rozsądna grę”, należy odczytywać jako, nie spodziewajcie się, że będzie lepiej, niż w meczu Wisła- Lech. Ja rozumiem, że są takie mecze w których nie gra się ładnie, coś nie idzie, ale żeby przed meczem nastawiać się na to, że mecz będzie nieładny. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Piłka to gra, która z zasady ma bawić, a piłkarze to przecież gladiatorzy naszych czasów, którzy grają dla sławy, pieniędzy i ku uciesze kibiców. Wiedzą o tym na zachodzie, ba, wiedzą nawet w niższych polskich ligach, gdzie często za darmo, dla przyjemności, piłkarze oddają serce za swoją drużynę. Zawodnicy z Ekstraklasy albo o tym zapomnieli albo… już sam nie wiem jak to można wytłumaczyć, że od naszej ligowej piłki wieje taką nuda i nędzą. To jakiś absurd, że ludzie którzy zarabiają takie pieniądze, nie są w stanie dać z siebie wszystkiego, by zadowolić kibica. „Tylko zwycięstwo”. „Grać na całego i walczyć do upadłego”. Te hasła zdają się być zapomniane, a z trybun za nic nie docierają do piłkarzy.
Na koniec prośba. Udowodnijcie mi drodzy ligowcy, że się mylę. Że te wszystkie słowa, są nie na miejscu. Bym musiał uderzyć się w pierś i to wszystko odszczekać. Pokażcie mi serce do walki i udowodnijcie, że zasługujecie na zarobki, które otrzymujecie. Niech wyjdą rumieńce!
środa, 5 maja 2010
Jeleń kontra Olympique
Już dzisiaj drużyna AJ Auxerre może sobie zapewnić udział w przyszłorocznych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Podopieczni Jeana Fernandeza zmierzą się w Lyonie z tamtejszym Olympique. Przed drużyną Ireneusza Jelenia i Dariusza Dudki jawi się spora szansa na korzystny wynik.
Olympique notuje ostatnio spadek formy, czego potwierdzeniem jest klęska w półfinałowym starciu Ligii Mistrzów z Bayernem Monachium i choć w ostatniej kolejce piłkarze Claude’a Puela wygrali arcyważne spotkanie z HSC Montpellier, to nadal nie mają gwarancji gry w przyszłorocznej edycji Champions League. Lyon ma dwa punkty straty do trzeciej w tabeli Lille i jeden mecz zaległy do rozegrania. Różnica pomiędzy gwiazdami z Lyonu, a nadal niedocenianymi piłkarzami AJA jest taka, że ci pierwsi muszą, a ci drudzy jedynie mogą.
Wydaje się, że zawodnicy Auxerre sami nie wierzą w to co się dzieję. Drużyna, która jeszcze na początku sezonu skazywana była na walkę o utrzymanie, zadziwia wszystkich i jest o krok od drugiego miejsca Ligue 1. Taka sytuacja szczególnie cieszy kibiców w Polsce, do których regularnie docierają informacje na temat świetnych występów Ireneusza Jelenia. To właśnie na Polaku, który w obecnym sezonie ligowym zaliczył już 13 trafień, opiera się gra ofensywna AJA.
Optymizmem napawa powrót do regularnych występów Dariusza Dudki. Drugi z naszych reprezentantów w lidze francuskiej również zbiera pochlebne recenzje.
Czy AJ Auxerre będzie w stanie wyrwać punkty faworyzowanemu Olympique Lyon? Jaką rolę odegrają w meczu na szczycie Polacy? Odpowiedź na te pytania już od godziny 19.00.
środa, 28 kwietnia 2010
Magiczny filmik Barcelony!
Zarówno piłkarze, jak i oficjele FC Barcelony zdają sobie sprawę z faktu, że aby pokonać inter, niezbędne będzie wsparcie kibiców na Camp Nou. Z tego względu powstał szereg krótkich filmów, które mają na celu nakręcić kibiców "Dumy Katalonii" do niesamowitego dopingu. Oto jeden z nich.
P.S. Po raz kolejny przekonuję się, że Barca to "więcej niż klub"
P.S. Po raz kolejny przekonuję się, że Barca to "więcej niż klub"
sobota, 24 kwietnia 2010
"Stara Dama" stoi nad przepaścią
31 kolejka Bundesligi, sezonu 2008/2009. Hertha Berlin wygrywa z VFL Bochum 2:0 i traci do liderującego w tabeli Wolfsburga jeden punkt. Klub z Brandenburgii jest największą niespodzianką rozgrywek i ma spore szanse na zdobycie mistrzowskiej patery. Na tym samym etapie obecnego sezonu, Hertha nadal zachowuje status największej niespodzianki, tyle tylko, że „in minus”. Jedynie cud może sprawić, że klub ze stolicy Niemiec utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Szczególnie przykry jest fakt, że niechlubnym udziałowcem takiego stanu rzeczy jest nasz rodak, Artur Wichniarek. Polak postanowił po raz drugi wejść do tej samej rzeki, czego jak wszem i wobec wiadomo, robić nie wolno. Efekt jest wręcz dramatyczny, 27 spotkań w obecnym sezonie i tylko jedna bramka, zdobyta w Lidze Europa. Przypominam, że jest to ten sam piłkarz, który w sezonie 2008/2009 strzelił 14 bramek i był gwiazdą Arminii Bielefeld. W obecnym sezonie, Wichniarek znajduje się na przeciwległym biegunie. „Król Artur” (już bez berła i korony?) znalazł się na samym dnie notowania piłkarzy, którzy regularnie grali w rundzie jesiennej, a w niedawnym zestawieniu najgorszych transferów kończącego się sezonu był na szóstym miejscu. Widać w drużynie Herthy brak takiego zawodnika, jakim był Woronin. Pod jego nieobecność, nie ma człowieka, który na swoje barki wziął by odpowiedzialność za strzelanie bramek. Raffael czy Ramos, którzy mają stanowić o sile ataku Herthy, to jednak piłkarze innego kalibru. W przerwie został sprowadzony wiekowy Gekas, ale i on, chociaż waleczny, nie daje rady. Z wielkim żalem włodarze „Starej Damy” spoglądają w kierunku Amsterdamu, gdzie świetnie radzi sobie Pantelic, który w Berlinie miał notorycznie problemy z dyscypliną. Serb zdobył w barwach Ajaxu 20 bramek w 36 spotkaniach obecnego sezonu. Nie bez znaczenia jest odejście z drużyny Josipa Simunica, który był opoką defensywy berlińczyków. Po pozbyciu się filarów drużyny, odpowiedzialność miała spocząć na Kacarze, Raffaelu, czy też doświadczonym Friedrichu. Ci jednak nie unieśli ciężaru, jaki na nich spoczywał. Choć Hertha prezentujecie nienajgorszą grę, to brakuje jej skuteczności, a proste błędy w defensywie powodują, że piłkarze ze stolicy Niemiec najczęściej przegrywają różnicą jednej bramki. Na pocieszenie dla nas pozostaje postawa Łukasza Piszczka, który przyzwoicie prezentuje się w każdym meczu i jest pewnym punktem drużyny.
Kibice Herthy już dawno stracili cierpliwość do piłkarzy, często wyrażając to w agresywny sposób. „Stara Dama” traci do pozycji gwarantującej grę w barażach pięć punktów. Do końca rozgrywek pozostały trzy kolejki. Wszystko wskazuje na to, że złość fanów sięgnie zenitu w dniu dzisiejszym. Jeśli Hertha przegra z walczącym o mistrzostwo Schalke, nie będzie już dla niej realnego ratunku. Jeśli wygra, sytuacja wcale nie ulegnie dużemu polepszeniu. W perspektywie pozostaną mecze z Bayerem Leverkusen oraz Bayernem Monachium…
czwartek, 22 kwietnia 2010
Złoto dla zuchwałych
Po wielu latach posuchy, bogaty Inter jest wreszcie blisko upragnionego sukcesu. Zwycięstwo nad faworyzowaną Barceloną, przybliżyło „La Beneamata” do wyczekiwanego przez lata triumfu w Champions League. Grube miliony wydawane rokrocznie na nic się zdały i dopiero ręka Jose Mourinho sprawiła, że piłkarska machina działa jak trzeba. I jak tu nie wierzyć w magię Portugalczyka?
W pierwszym sezonie Mourinho w Mediolanie, Inter zdobył „zaledwie” Scudetto. Rozpoznanie zostało wykonane. Portugalczyk postanowił odświeżyć drużynę. Pozbyto się gwiazd, Ibrahimovica oraz Adriano. Na początku obecnego roku z klubem pożegnał się doświadczony Vieira. Mogłoby się wydawać, że w obecnym sezonie Inter nie ma mocniejszego składu, niż w poprzednich latach. Jednak gra Nerazzurri wygląda o niebo lepiej. Odejście starej gwardii świetnie zrobiło drużynie. Powiewem świeżości bije od nowych nabytków Interu, Eto’o czy Pandeva. Mourinho dobrze wiedział co robi. Ściągając takich piłkarzy dał im szanse na pokazanie swoich atutów, a oni ją świetnie wykorzystali i nadal wykorzystują. Z cienia byłych gwiazd wyszedł Milito, który świetnie czuje się otoczony wspomnianą dwójką. Postawie i grze Wesleya Sneijdera należało by poświęcić odrębny artykuł. Holender pokazuje nam pełnie swoich możliwości, a włodarze Realu z wielkim żalem patrzą na grę piłkarza, którego bez sentymentów się pozbyli. Okazuje się, że nie trzeba było wydawać kolejnych milionów na transfery, by puchar Champions League znalazł się w zasięgu ręki. Mediolańczycy zyskali na transferach w obecnym sezonie około 10 milionów euro.
Mówi się, że to piłkarze grają, a nie trener, ale nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że w tym przypadku udział trenera w sukcesie drużyny jest o wiele większy, niż ma to miejsce zazwyczaj. Są drużyny w Europie, które mają lepszy skład, ale to Inter jest obecnie najlepszym kolektywem, który starannie wybrał sobie Mourinho. Każdy z piłkarzy jest częścią układanki, do której świetnie pasuje. A jeśli nie pasuje, to żegna się z drużyną. Patrz wspomniany Adriano, którego los być może w najbliższym czasie podzieli niesforny Balotelli. Transfery o których wcześniej wspomniałem okazały się świetnym posunięciem, a każdy z przybyłych zawodników jest znaczącą postacią zespołu. Inter gra tak jak chce Mourinho. Momentami można odnieść wrażenie, że trener mediolańczyków, pod swoim płaszczem skrywa kontroler, którym steruje swoimi piłkarzami.
Świetna defensywa i zabójczy kontratak, to domena drużyn prowadzonych przez Portugalczyka. Niby każdy o tym wie, ale to na nic się zdaje. Nawet wielka Barcelona była bezradna na San Siro. Katalończycy zostali świetnie rozpracowani przed meczem, tak jak ma to w zwyczaju Mourinho. Zupełnie niewidoczny był Leo Messi, który pod nieobecność Iniesty, ma jeszcze większy wpływ na grę Barcelony. Widać, że Mourinho wyciągnął lekcje… z cudzych błędów. Chelsea Londyn była w zeszłym roku blisko wyeliminowania Barcelony, ale zapomniała, że w piłce chodzi, nie tylko o nie tracenie bramek, ale także ich zdobywanie. „The Special One” nie zapomniał o tym prozaicznym fakcie, a efekty widzieliśmy w miniony wtorek.
Oczywiście można zarzucić mistrzom Włoch, że w lidze nie prezentują się zbyt dobrze. Inter traci do Romy jeden punkt, ale nadal zachowują duże szanse na mistrzostwo. Gorsza postawa w meczach ligowych, zdaje się być jedynie oszczędzaniem sił na mecze Ligi Mistrzów. Ponad 60 spotkań w sezonie zmusza do szachowania siłami.
Magia zarozumiałego Mourinho trwa w najlepsze. Można nie lubić Portugalczyka, ale trzeba mu oddać jego wielkość. Kolejny klub, kolejny sezon, kolejny raz walka o najwyższe cele. Piłkarze Interu, jak Mourinho, pewni siebie, z wiarą we własne możliwości idą po triumf w Lidze Mistrzów. Wydaje się, że w Barcelonie znajduje się ostatni silny bastion, który może zatrzymać „The Special One” i jego drużynę.
W pierwszym sezonie Mourinho w Mediolanie, Inter zdobył „zaledwie” Scudetto. Rozpoznanie zostało wykonane. Portugalczyk postanowił odświeżyć drużynę. Pozbyto się gwiazd, Ibrahimovica oraz Adriano. Na początku obecnego roku z klubem pożegnał się doświadczony Vieira. Mogłoby się wydawać, że w obecnym sezonie Inter nie ma mocniejszego składu, niż w poprzednich latach. Jednak gra Nerazzurri wygląda o niebo lepiej. Odejście starej gwardii świetnie zrobiło drużynie. Powiewem świeżości bije od nowych nabytków Interu, Eto’o czy Pandeva. Mourinho dobrze wiedział co robi. Ściągając takich piłkarzy dał im szanse na pokazanie swoich atutów, a oni ją świetnie wykorzystali i nadal wykorzystują. Z cienia byłych gwiazd wyszedł Milito, który świetnie czuje się otoczony wspomnianą dwójką. Postawie i grze Wesleya Sneijdera należało by poświęcić odrębny artykuł. Holender pokazuje nam pełnie swoich możliwości, a włodarze Realu z wielkim żalem patrzą na grę piłkarza, którego bez sentymentów się pozbyli. Okazuje się, że nie trzeba było wydawać kolejnych milionów na transfery, by puchar Champions League znalazł się w zasięgu ręki. Mediolańczycy zyskali na transferach w obecnym sezonie około 10 milionów euro.
Mówi się, że to piłkarze grają, a nie trener, ale nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że w tym przypadku udział trenera w sukcesie drużyny jest o wiele większy, niż ma to miejsce zazwyczaj. Są drużyny w Europie, które mają lepszy skład, ale to Inter jest obecnie najlepszym kolektywem, który starannie wybrał sobie Mourinho. Każdy z piłkarzy jest częścią układanki, do której świetnie pasuje. A jeśli nie pasuje, to żegna się z drużyną. Patrz wspomniany Adriano, którego los być może w najbliższym czasie podzieli niesforny Balotelli. Transfery o których wcześniej wspomniałem okazały się świetnym posunięciem, a każdy z przybyłych zawodników jest znaczącą postacią zespołu. Inter gra tak jak chce Mourinho. Momentami można odnieść wrażenie, że trener mediolańczyków, pod swoim płaszczem skrywa kontroler, którym steruje swoimi piłkarzami.
Świetna defensywa i zabójczy kontratak, to domena drużyn prowadzonych przez Portugalczyka. Niby każdy o tym wie, ale to na nic się zdaje. Nawet wielka Barcelona była bezradna na San Siro. Katalończycy zostali świetnie rozpracowani przed meczem, tak jak ma to w zwyczaju Mourinho. Zupełnie niewidoczny był Leo Messi, który pod nieobecność Iniesty, ma jeszcze większy wpływ na grę Barcelony. Widać, że Mourinho wyciągnął lekcje… z cudzych błędów. Chelsea Londyn była w zeszłym roku blisko wyeliminowania Barcelony, ale zapomniała, że w piłce chodzi, nie tylko o nie tracenie bramek, ale także ich zdobywanie. „The Special One” nie zapomniał o tym prozaicznym fakcie, a efekty widzieliśmy w miniony wtorek.
Oczywiście można zarzucić mistrzom Włoch, że w lidze nie prezentują się zbyt dobrze. Inter traci do Romy jeden punkt, ale nadal zachowują duże szanse na mistrzostwo. Gorsza postawa w meczach ligowych, zdaje się być jedynie oszczędzaniem sił na mecze Ligi Mistrzów. Ponad 60 spotkań w sezonie zmusza do szachowania siłami.
Magia zarozumiałego Mourinho trwa w najlepsze. Można nie lubić Portugalczyka, ale trzeba mu oddać jego wielkość. Kolejny klub, kolejny sezon, kolejny raz walka o najwyższe cele. Piłkarze Interu, jak Mourinho, pewni siebie, z wiarą we własne możliwości idą po triumf w Lidze Mistrzów. Wydaje się, że w Barcelonie znajduje się ostatni silny bastion, który może zatrzymać „The Special One” i jego drużynę.
niedziela, 28 marca 2010
Wiślaczki poza walką o mistrzostwo Polski!!!
Sensacja w ćwierćfinale PLKK. Krakowska Wisła przegrała decydujące spotkanie z CCC Polkowice 66:75 i odpadła z walki o medale. Krakowiankom pozostaje walka o piąte miejsce... oraz udział w w Final Four Euroligi . Nieco dziwnie wyglądają osiągnięcia Wisły w obecnym sezonie. "Biała Gwiazda" jest w gronie czterech najlepszych zespołów Europy, a jednocześnie nie była w stanie sobie poradzić z drużyną Polkowic...
CCC Polkowice - Wisła Can-Pack Kraków 75:66 (13:19, 25:12, 19:18, 18:17)
CCC Polkowice: Nataliya Trafimawa 22, Amisha Carter 20, Justyna Jeziorna 11, Małgorzata Babicka 11, Veronika Bortelova 7, Shannon Bobbitt 2, Daria Mieloszyńska 2, Anna Pietrzak 0, Karolina Puss 0, Paulina Rozwadowska 0.
Wisła Can-Pack: Ewelina Kobryn 16, Janell Burse 14, Marta Fernandez 10, Paulina Pawlak 9, Iziane Castro Marques 10, Agnieszka Majewska 7, Dorota Gburczyk 0, Agnieszka Kułaga 0, Liron Cohen 0, Anna Wielebnowska 0, Katerina Zohnova 0, Paulina Gajdosz 0.
CCC Polkowice - Wisła Can-Pack Kraków 75:66 (13:19, 25:12, 19:18, 18:17)
CCC Polkowice: Nataliya Trafimawa 22, Amisha Carter 20, Justyna Jeziorna 11, Małgorzata Babicka 11, Veronika Bortelova 7, Shannon Bobbitt 2, Daria Mieloszyńska 2, Anna Pietrzak 0, Karolina Puss 0, Paulina Rozwadowska 0.
Wisła Can-Pack: Ewelina Kobryn 16, Janell Burse 14, Marta Fernandez 10, Paulina Pawlak 9, Iziane Castro Marques 10, Agnieszka Majewska 7, Dorota Gburczyk 0, Agnieszka Kułaga 0, Liron Cohen 0, Anna Wielebnowska 0, Katerina Zohnova 0, Paulina Gajdosz 0.
czwartek, 25 marca 2010
Wisła pozostaje w grze
W drugim meczu ćwierćfinałowej rywalizacji pomiędzy Wisłą Can- Pack, a CCC Polkowice lepsze okazały zawodniczki Białej Gwiazdy, które zwyciężyły 83:61. Wynik nie odzwierciedla walki jaka miała miejsce na parkiecie. Przewaga Białej Gwiazdy urosła dopiero w końcówce meczu, natomiast we wcześniejszych fragmentach wynik oscylował w wokół remisu.
Świetnie w mecz weszła Janell Burse, która szybko zdobyła 4 punkty, a pierwszą odsłonę zakończyła z dorobkiem 10 punktów. Jednak Wiślaczki popełniały sporo błędów przy wyprowadzaniu piłki, notując częste straty, dlatego pierwsza kwarta zakończyła się zaledwie dwupunktowym prowadzeniem Wisły.
Druga kwarta rozpoczęła się od trafienia za "3" Majewskiej, na które szybko odpowiedziała tym samym filigranowa Bobbitt. Następne kilka minut to fatalna gra Wiślaczek, które nie trafiały z dobry pozycji. Koszykarki CCC nie tylko wyszły na prowadzenie, ale uzyskały przewagę 8 punktów. Końcówka kwarty należała jednak do Wisły. Popis w ostatniej akcji dała Liron Cohen, która w ostatniej sekundzie świetnie asystowała Janell Burse.
W trzeciej odsłonie uwypukliła się przewaga "Białej Gwiazdy". Jednak wynik spotkania w pewnym momencie zszedł na dalszy tor. Po zderzeniu z Gburczyk na noszach parkiet opuściła Parker. Kibice w hali Wisły pożegnali koszykarkę CCC burzą braw. Pod nieobecność swojej podkoszowej, ekipa CCC nie spisywała się już tak dobrze. Hernandez podwyższył skład Wisły grając na 3 wysokie zawodniczki, co przyniosło skutek. W końcówce 3 kwarty Wiślaczki wielokrotnie udowodniły, że nie ma straconych piłek. Między innymi dzięki dwóm "3" Cohen, Wisły zakończyła kwartę z 6- punktowym prowadzeniem.
Czwarta kwarta to dominacja koszykarek Wisły, nad osłabionymi rywalkiami. Trener CCC Krzysztof Koziorowicz wziął czas, ale na nic się to zdało. Wisła wygrała ostatecznie z CCC i pozostała w walce o mistrzostwo Polski PLKK. Decydujące o awansie spotkanie odbędzie się w najbliższą sobotę w Polkowicach.
Wisła Can-Pack Kraków - CCC Polkowice 83:61 (18:16, 17:18, 27:22, 21:5)
Wisła Can-Pack: Janell Burse 22 (4 prz., 2 bl.), Ewelina Kobryn 20, Agnieszka Majewska 16 (9 zb.), Iziane Castro Marques 14, Liron Cohen 9 (9 as.), Paulina Pawlak 2, Marta Fernandez 0, Katerina Zohnova 0, Dorota Gburczyk 0.
CCC: Amisha Carter 16 (11 zb., 5 prz.), Shannon Bobbitt 13 (4 as.), Daria Mieloszyńska 11 (3x3), Nadia Parker 7, Justyna Jeziorna 6, Natalija Trofimowa 6, Małgorzata Babicka 2, Anna Pietrzak 0, Karolina Puss 0, Weronika Bortelowa 0, Paulina Rozwadowska 0.
czwartek, 18 marca 2010
Podhale Mistrzem Polski!!!
Szok w Krakowie, wielka niespodzianka w polskim światku hokeja. Nie faworyzowana Cracovia, a niedoceniany przez wszystkich Wojas Podhale Nowy Targ sięgnął w dniu wczorajszym po tytuł Mistrza Polski. Czwarte spotkanie obu drużyn zakończyło się wynikiem 3:1, a cała rywalizacja 4:1. Podhale nie dało sobie wyrwać ani jednego zwycięstwa w całej rywalizacji, po drodze wygrywając dwukrotnie w Krakowie. Ten faktem można uznać za największą niespodziankę w rywalizacji małopolskich drużyn. Cracovia przystąpiła do finału z jednopunktowym bonusem i na tym zakończyła swój dorobek. Podhale wygrało czterokrotnie z rzędu, dwukrotnie w Krakowie i tyleż samo razy w Nowym Targu. Sport jest piękny, a rywalizacji finałowa jest tego dowodem. Krakowianie nabici polskimi gwiazdami, nie byli w stanie sprostać odmłodzonej drużynie "Górali". Podhale zdobyło swój 19 tytuł, po dwuletniej przerwie.
WOJAS PODHALE – COMARCH CRACOVIA 3 : 1 (2:1, 0:0, 1:0)
1:0 - Kolusz (Zapała, Ivičič) 8:08 (5/4)
1:1 - Radwański (Musial) 16:33 (4/5)
2:1 - Zapała (Kolusz) 19:49 (5/5)
3:1 - Bakrlik 49:55 (5/5)
Wojas Podhale: Zborowski (Furca) – Ivičič (2), Sulka (2), Malasiński, Zapała (2), Kolusz (2) – Sroka, Dutka (2), Baranyk (2), Voznik, Bakrlik (2) – Galant, Łabuz, Kapica, Dziubiński (2), Kmiecik – Kret, Iskrzycki, Ziętara, Bryniczka, Gaj.
Comarch Cracovia: Radziszewski (2) (Rączka) – Csorich (2+10), Bondarevs, L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz – Dudaš, Dulęba, Radwański, Musial (4), Łopuski (6) – Kłys (4), Witowski, Piotrowski, Pasiut (2), Drzewiecki – Landowski, Guzik, Wajda (2), Biela (2), Rutkowski.
Kary: 18 min. - 34 min.
Sędziowie główni: Włodzimierz Marczuk i Grzegorz Dzięciołowski.
Widzów: ok. 4000.
Stan rywalizacji: 4:1
WOJAS PODHALE – COMARCH CRACOVIA 3 : 1 (2:1, 0:0, 1:0)
1:0 - Kolusz (Zapała, Ivičič) 8:08 (5/4)
1:1 - Radwański (Musial) 16:33 (4/5)
2:1 - Zapała (Kolusz) 19:49 (5/5)
3:1 - Bakrlik 49:55 (5/5)
Wojas Podhale: Zborowski (Furca) – Ivičič (2), Sulka (2), Malasiński, Zapała (2), Kolusz (2) – Sroka, Dutka (2), Baranyk (2), Voznik, Bakrlik (2) – Galant, Łabuz, Kapica, Dziubiński (2), Kmiecik – Kret, Iskrzycki, Ziętara, Bryniczka, Gaj.
Comarch Cracovia: Radziszewski (2) (Rączka) – Csorich (2+10), Bondarevs, L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz – Dudaš, Dulęba, Radwański, Musial (4), Łopuski (6) – Kłys (4), Witowski, Piotrowski, Pasiut (2), Drzewiecki – Landowski, Guzik, Wajda (2), Biela (2), Rutkowski.
Kary: 18 min. - 34 min.
Sędziowie główni: Włodzimierz Marczuk i Grzegorz Dzięciołowski.
Widzów: ok. 4000.
Stan rywalizacji: 4:1
środa, 17 marca 2010
Podhale o krok od tytułu, Wiślaczki kończą, Heniu rozpoczyna...
Tylko jednego zwycięstwa brakuje hokeistom nowotarskiego Podhala do tytuły Mistrza Polski. W dniu wczorajszym popularne "Szarotki" pokonały po raz trzeci Cracovię 5:2. Stan rywalizacji do czterech zwycięstw 3:1, można uznać za dużą sensacje. Zespół, który rzutem na taśmę wystartował w obecnych rozgrywkach hokejowych, w końcówce sezonu gra niezwykle walecznie i skutecznie. Dwa pierwsze spotkania play-off nowotarżanie wygrali na gorącym terenie w Krakowie. Jakby tego było mało, krakowianie jeden punkcik w rywalizacji zanotowali tylko i wyłącznie z urzędu. Ze względu na wyższe miejsce w lidze przystąpili do rywalizacji z Podhalem z jednopunktowym bonusem. Jak pokazywały mecze rundy zasadniczej PLH, Cracovia nie powinna mieć żadnych problemów z "Góralami", również w finale. Realia są jednak takie, że Cracovia jest pod ścianą i musi wygrać dzisiejsze spotkanie, by liczyć się w rozgrywce. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że korona Mistrza Polski wróci do mekki hokeja...
Podhale- Cracovia 20.15
Jeszcze przed rywalizacją w Nowym Targu koszykarki Wisły rozegrają ostatni mecz rundy zasadniczej PLKK. Przeciwniczkami Wiślaczek będą koszykarki z Pruszkowa. Mecz obu drużyn nie ma większego znaczenia dla Wisły, która bez względu na wynik w pierwszej rundzie zagra z CCC Polkowice. Przed Wisłą trudne zadanie, warto więc sprawdzić w jakiej formie są krakowianki przed kluczowymi meczami sezonu.
Wisła Can-Pack- Blachy Pruszyński Lider Pruszków 18.00
Po drugiej stronie Polski do rywalizacji w ćwierćfinale Remes Pucharu Polski przystąpią piłkarze Wisły. Przeciwnikiem "Białej Gwiazdy" będzie zaprzyjaźniona Lechia. Rywalizacja zapowiada się niezwykle ciekawie, ze względu na debiut Henryka Kasperczaka. Popularny szkoleniowiec, gdy poprzednio był trenerem Wisły, nie miał piorunują początku. Tym razem nie ma czasu na aklimatyzację. Wisła musi wygrywać , by obronić tytuł Mistrza Polski. Rozgrywki Pucharu Polski będą świetną formą sprawdzenia, czy magia Kasperczaka działa...
Lechia- Wisła 17.15
Podhale- Cracovia 20.15
Jeszcze przed rywalizacją w Nowym Targu koszykarki Wisły rozegrają ostatni mecz rundy zasadniczej PLKK. Przeciwniczkami Wiślaczek będą koszykarki z Pruszkowa. Mecz obu drużyn nie ma większego znaczenia dla Wisły, która bez względu na wynik w pierwszej rundzie zagra z CCC Polkowice. Przed Wisłą trudne zadanie, warto więc sprawdzić w jakiej formie są krakowianki przed kluczowymi meczami sezonu.
Wisła Can-Pack- Blachy Pruszyński Lider Pruszków 18.00
Po drugiej stronie Polski do rywalizacji w ćwierćfinale Remes Pucharu Polski przystąpią piłkarze Wisły. Przeciwnikiem "Białej Gwiazdy" będzie zaprzyjaźniona Lechia. Rywalizacja zapowiada się niezwykle ciekawie, ze względu na debiut Henryka Kasperczaka. Popularny szkoleniowiec, gdy poprzednio był trenerem Wisły, nie miał piorunują początku. Tym razem nie ma czasu na aklimatyzację. Wisła musi wygrywać , by obronić tytuł Mistrza Polski. Rozgrywki Pucharu Polski będą świetną formą sprawdzenia, czy magia Kasperczaka działa...
Lechia- Wisła 17.15
środa, 3 marca 2010
Pomeczowy wywiad z Liron Cohen
Szczęśliwa z awansu, zła na PZKosz
Wisła Kraków dzięki zwycięstwu nad Frisko Sica Brno awansowała do turnieju Final Four Euroligi. To co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe, dzisiaj stało się faktem. Jedną z bohaterek rywalizacji była Liron Cohen, która kilka sekund po zakończeniu spotkania wskoczyła na trybuny, by podzielić się z kibicami swą radością. Jakby tego było mało, sympatyczna Izraelka, po chwili przejęła mikrofon i zaintonowała jedną z piosenek na cześć „Białej Gwiazdy”.
Nie wiedziałem, że jesteś tak dobrą piosenkarką i znasz tak wiele „wiślackich” piosenek.
LIRON COHEN: Miałam powód by się nauczyć. Ten klub znaczy dla mnie bardzo dużo. Wisła jest w moim sercu i myślę, że to widać. Chciałam cieszyć się razem z kibicami i pokazać im, że doceniam ich niesamowity wkład w nasz sukces.
Jeśli jesteśmy przy temacie kibiców, jak oceniasz ich postawę w czasie waszej rywalizacji?
LIRON COHEN: Według mnie to kibice przeważyli szalę na naszą korzyść i dzięki nim zakwalifikowałyśmy się do Final Four. Dzisiaj, gdy nam nie szło, właśnie fani podnieśli nas na duchu. Oni napawali nas ochotą do walki i pracowałyśmy ciężko, by wykorzystać przewagę własnego parkietu. Mam nadzieję, że będą z nami przez całą resztę sezonu.
Przed dzisiejszym meczem wiedziałyście, że to będzie „wojna” i tak właśnie było. Jakie są Twoje wrażenia po dzisiejszym spotkaniu?
LIRON COHEN: To był niezwykle trudny mecz. Najtrudniejszy jaki rozegrałyśmy w Eurolidze. Frisko Sika jest bardzo dobrym zespołem i sprawa awansu wahała się do ostatniej minuty, a nawet sekundy meczu. Jestem szczęśliwa, że w tej edycji Euroligi nie przegrałyśmy w Krakowie żadnego spotkania. Zrobiłyśmy to, wygrałyśmy najważniejszy mecz i myślę, że to jest wspaniałe.
W rozgrywkach finałowych Euroligi zmierzycie się z Ros Casares Walencja. Hiszpanki będą faworytkami. Jak oceniasz szanse Wisły w tym spotkaniu?
LIRON COHEN: Na początku sezonu miałyśmy grać w Pucharze FIBA. Później okazało się, że jednak zagramy w Eurolidze. Następnie wygrałyśmy grupę, a teraz jesteśmy w finałach. Nic sobie nie obiecywałyśmy, ale krok po kroku udowodniłyśmy, że jesteśmy dobrym zespołem. Ros Casares to świetny zespół, ale dlaczego miałybyśmy z nimi nie wygrać, jeśli już tyle osiągnęłyśmy? Wierzę, że ten sen może trwać nadal.
Lada chwila wyjeżdżacie do Gdyni na turniej finałowy Pucharu Polski, gdzie zmierzycie się z Lotosem. Uda wam się w dwa dni odbudować, po serii trudnych spotkań w Eurolidze?
LIRON COHEN: Po pierwsze, uważam, że polska federacja koszykówki powinna się wstydzić. Jutro musimy wyjechać, by po dziesięciu godzinach dojechać do Gdyni. Reprezentujemy Polskę i powinnyśmy być wspierane w tym co robimy przez rodzimy związek. To jest chora sytuacja, gdy my dzień po awansie do Final Four musimy jechać na kolejny ważny dla nas turniej. Ktoś powinien się obudzić i wcześniej to sprawdzić. Sytuacja jest trudna, ale my zamierzamy pojechać do Gdyni i zrobić wszystko, by zdobyć Puchar Polski.
W Krakowie rozmawiał Kamil Dulański
Wielki mecz w Krakowie
Już w dniu dzisiejszym koszykarki krakowskiej Wisła podejmą Frisco Sika Brno. Stawką meczu jest awans do turnieju finałowego Euroligi. Podobnie jak wcześniej, tak i tym razem na meczu będzie obecny Niecodziennik Sportowy, który szeroko zrelacjonuje środowe spotkanie. Więcej informacji w godzinach wieczornych...
niedziela, 28 lutego 2010
Justyna Kowalczyk- Jej bieg, nasze łzy
Oglądając wczorajszy bieg Justyny Kowalczyk o mało się nie popłakałem. Cóż zrobić, już taki jestem, że gdy nasi osiągają sukcesy, strasznie to przeżywam. Wydaje się, że moje wzruszenie było o wiele większe, niż samej zainteresowanej, która do największego sukcesu życiowego podeszła z niezwykłym spokojem. Szczególnie podejście "Królowej Śniegu" było widoczne w rozmowach z mediami. Wręcz odniosłem wrażenie, że Justyna nie potrafi się cieszyć własnym sukcesem. Spodziewałem się łez, patetycznych wyznań, ale tego w wykonaniu Justyny nie doświadczymy.
Jednak, jeśli się głębiej zastanowić, trudno się dziwić takiemu zachowaniu. Ogromna presja, wytworzony(głównie przez media) konflikt z Marit Bjoergen, plus masa nieprzyjemności organizacyjnych, których doświadczyła. To wszystko, a może i więcej sprawiło, że Justyna komentuje sukces życiowy krótko:
Fajnie było wygrać z Marit.
Czy to, że wygrała z Norweżką jest najważniejsze? Chyba nie. Istotny zdaje się być fakt zdobycia złota, ale dla niej pokonanie Bjoergen stało się celem numer jeden. Celem który osiągnęła, a który sam w sobie nie może dać największej radości. Takiej radości jaką daje zdobycie medalu, bez tych wszystkich rozgrywek poza sportowych. Tak Justynie, jak i Marit nie udało się uciec od niepotrzebnych utarczek, na których tak zależało mediom w Polsce i Norwegi. W którymś momencie klimat sportowego święta został zmącony. Kowalczyk zdaje się być bardziej zmęczona psychicznie, niż fizycznie.
Inną sprawą jest fakt, że Justyna nigdy nie będzie gwiazdą i swoim zachowaniem wzbrania się od tego, by wpakować ją w jakiś medialny, kolorowy papierek. Nie chce być bohaterką narodową. Świadoma tego co ją czeka w najbliższych tygodniach, odcina się od tej roli. Trudno się dziwić, że stara się komentować swój ogromny sukces w stonowany sposób. Być może sama nie chce nakładać na siebie tego balastu. Wydaje mi się, że jako wybitny sportowiec ma do tego pełne prawo.
Justyna nie emanuje emocjami, ale być może właśnie to sprawia, że jest w stanie miesiącami wykonywać samotną pracę i osiągać sukcesy.Być może jest cicha i spokojna, po to żebyśmy my kibice mogli krzyczeć i płakać oglądając ostatnie metry biegu z jej udziałem. Chwała jej za to.
Jednak, jeśli się głębiej zastanowić, trudno się dziwić takiemu zachowaniu. Ogromna presja, wytworzony(głównie przez media) konflikt z Marit Bjoergen, plus masa nieprzyjemności organizacyjnych, których doświadczyła. To wszystko, a może i więcej sprawiło, że Justyna komentuje sukces życiowy krótko:
Fajnie było wygrać z Marit.
Czy to, że wygrała z Norweżką jest najważniejsze? Chyba nie. Istotny zdaje się być fakt zdobycia złota, ale dla niej pokonanie Bjoergen stało się celem numer jeden. Celem który osiągnęła, a który sam w sobie nie może dać największej radości. Takiej radości jaką daje zdobycie medalu, bez tych wszystkich rozgrywek poza sportowych. Tak Justynie, jak i Marit nie udało się uciec od niepotrzebnych utarczek, na których tak zależało mediom w Polsce i Norwegi. W którymś momencie klimat sportowego święta został zmącony. Kowalczyk zdaje się być bardziej zmęczona psychicznie, niż fizycznie.
Inną sprawą jest fakt, że Justyna nigdy nie będzie gwiazdą i swoim zachowaniem wzbrania się od tego, by wpakować ją w jakiś medialny, kolorowy papierek. Nie chce być bohaterką narodową. Świadoma tego co ją czeka w najbliższych tygodniach, odcina się od tej roli. Trudno się dziwić, że stara się komentować swój ogromny sukces w stonowany sposób. Być może sama nie chce nakładać na siebie tego balastu. Wydaje mi się, że jako wybitny sportowiec ma do tego pełne prawo.
Justyna nie emanuje emocjami, ale być może właśnie to sprawia, że jest w stanie miesiącami wykonywać samotną pracę i osiągać sukcesy.Być może jest cicha i spokojna, po to żebyśmy my kibice mogli krzyczeć i płakać oglądając ostatnie metry biegu z jej udziałem. Chwała jej za to.
sobota, 27 lutego 2010
Krótko i na temat: Blamaż krakowian na starcie rundy wiosennej Ekstraklasy
Nie mają powodu do radości krakowscy kibice piłki nożnej. Tyczy się to zarówno fanów z Reymonta, jak i tych z drugiej strony Błoń. Cracovia przegrała w dniu wczorajszym mecz z Legią 1:2, a Wisła nie odczarowała stadionu w Bełchatowie i uległa GKS-owi 0:1.
Wszystko we wczorajszym meczu Cracovii wskazywało, że trzy punkty pozostaną na Suchych Stawach, gdzie w rundzie wiosennej rozgrywane będą "domowe" mecze obydwu krakowskich drużyn. Nie dość, że Cracovia prowadziła 1:0 po golu Pawlusińskiego, to jeszcze z boiska wyleciał Dickson Choto. Podwójna przewaga nie była jednak w stanie zapewnić "Pasom" nawet jednego punktu. W dwie minuty legioniści nie tylko odrobili straty, ale jeszcze ustalili wynik. Porażka tylko i wyłącznie na własne życzenie. Zapowiada się ciężki bój o przetrwanie. Wydaje się, że cała wiara w magicznej osobie Oresta Lenczyka.
Podobnie spisała się w dniu dzisiejszym Wisła. Rozbita kontuzjami "Biała Gwiazda", wyglądała w Bełchatowie jak zbieranina kopaczy, a nie główny faworyt do zdobycia tytułu mistrza Polski. Świetnie spisał się przymierzany do Wisły Dawid Nowak, który mógł strzelić o wiele więcej, niż jedną bramkę. Może warto było w kończącym się okienku transferowym, wysupłać grubą kasę na tego zawodnika... Z nowych nabytków Wisły ciekawie zaprezentował się Demba Baa. Nic ciekawego, poza jednym strzałem, nie pokazał natomiast Hristov, który jednak odbył z krakowską drużyna dopiero jeden trening. W obozie Wisły mogą mieć tylko nadzieję, że dojdzie do skutku transfer Makinwy i szybko wrócą do zdrowia Małecki, Brożek i Garguła. Wisła nadal znajduje się na fotelu lidera. Druga w tabeli jest Legia, która traci do Białej Gwiazdy już tylko 2 punkty...
piątek, 26 lutego 2010
Wszystko rozstrzygnie się w Krakowie
Koszykarki Wisły Kraków nie sprostały Frisco Sika Brno i przegrały drugie spotkanie ćwierćfinału Euroligi 72:87. Na uwagę zasługuje postawa 200 krakowskich kibiców, którzy byli słyszalni przez okrągłe 40 minut meczu, rozgrywanego w Brnie.
Spotkanie zaczęło się dobrze dla Wiślaczek, ale wraz z upływem czasu Brnianki grały coraz pewniej. Przełomowa była końcówka drugiej kwarty, w której drużyna Frisko Sica odrobiła 5 punktową stratę i dołożyła kolejne 5 oczek. Wraz upływem kolejnych minut wzrastała nieskuteczność Wiślaczek, która była główną przyczyną porażki. Przewaga gospodyń mogła być jeszcze wyższa, ale wyraźnie usatysfakcjonowane koszykarki z Brna, spuściły z tonu w ostatnich minutach spotkania.
Frisco Sika Brno - Wisła Can-Pack Kraków 87-72 (24-23, 19-15, 23-14, 21-20)
Stan rywalizacji 1:1. Decydujące spotkanie zostanie rozegrane w najbliższą środę w Krakowie.
Warto podkreślić, że oficjalna strona Frisco Sika określiła atmosferę w pierwszym meczu w Krakowie jako "krakowskie piekło". Podobnie powinno być w najbliższą środę w hali Wisły, która po raz kolejny wypełni się do ostatnie wolnego miejsca (nie tylko siedzącego).
Spotkanie zaczęło się dobrze dla Wiślaczek, ale wraz z upływem czasu Brnianki grały coraz pewniej. Przełomowa była końcówka drugiej kwarty, w której drużyna Frisko Sica odrobiła 5 punktową stratę i dołożyła kolejne 5 oczek. Wraz upływem kolejnych minut wzrastała nieskuteczność Wiślaczek, która była główną przyczyną porażki. Przewaga gospodyń mogła być jeszcze wyższa, ale wyraźnie usatysfakcjonowane koszykarki z Brna, spuściły z tonu w ostatnich minutach spotkania.
Frisco Sika Brno - Wisła Can-Pack Kraków 87-72 (24-23, 19-15, 23-14, 21-20)
Stan rywalizacji 1:1. Decydujące spotkanie zostanie rozegrane w najbliższą środę w Krakowie.
Warto podkreślić, że oficjalna strona Frisco Sika określiła atmosferę w pierwszym meczu w Krakowie jako "krakowskie piekło". Podobnie powinno być w najbliższą środę w hali Wisły, która po raz kolejny wypełni się do ostatnie wolnego miejsca (nie tylko siedzącego).
Wisła w Brnie walczy awans
Dzisiaj o godzinie 18 koszykarki krakowskiej Wisły powalczą o awans do Final Four Euroligi. Przeciwniczkami Wiślaczek będą koszykarki Frisco Sika Brno. Pierwszy mecz obydwu drużyn, Krakowianki wygrały różnicą 4 punktów, zatem w Brnie zapowiada się niesamowicie emocjonujące spotkanie. Niestety żadna ze stacji telewizyjnych w Polsce nie jest zainteresowana transmisją tego meczu i jedyna możliwość śledzenia widowiska, znajduje się na stronie klubu z Brna który zapowiada transmisje Live. Oto link do strony klubu z Czech: http://www.bkzabiny.cz/
środa, 24 lutego 2010
Wisła tworzy historię
Wisła Can-Pack pokonała w ćwierćfinale Euroligi faworyzowaną drużynę Frisco Sika Brno 78:74 i prowadzi w serii do dwóch zwycięstwo 1:0. Spotkanie miało niesamowity przebieg, gdyż Wiślaczki na prowadzenie wyszły dopiero w końcówce spotkania. Wisła pozostaje niepokonana na swoim parkiecie w tej edycji Euroligi. Mecz rozpoczął się pod dyktando koszykarek z Brna. Gdy Skerovic trafiła za 3 pkt. było 7:12 dla przyjezdnych. Krakowianki rewanżowały się jedynie niecelnymi rzutami Fernandez oraz Castro, która w pierwszej połowie była cieniem samej siebie. W tej części gry świetnie spisywała się Kobryn, która jako jedyna odpowiadała na świetną grę Czeszek. W pewnym momencie przewaga zawodniczek z Brna wynosiła 9 pkt., ale Jose Ignacio Hernandez zdecydował się, wpuścić na parkiet Paulinę Pawlak oraz Katerinę Zohnovą. Roszada przyniosła wymierny skutek i Wiślaczki zeszły na przerwę z wynikiem remisowym 19:19. Drugą kwartę Krakowianki rozpoczęły od straty, na co Viteckova odpowiedziała trafieniem za 3 pkt. Po chwili Skerovic dołożyła dwie „trójki” i przewaga Fresco Sika wzrosła do dziewięciu punktów. Wiślaczki próbowały odrabiać straty, ale były nieskuteczne w ataku. Wydawało się że Wisła zakończy kwartę z 12 pkt. stratą, jednak w ostatniej sekundzie straty zmniejszyła Cohen, trafiając zza linii 6,25. Trzecia kwarta rozpoczęła się dla Wisły fatalnie, kolejna seria błędów sprawiła, że Czeszki wyszły na piętnasto punktowe prowadzenie. Jednak kibice nawet w tym momencie nie zwątpili w swą drużynę. Doping się wzmógł, a Wisła drugą część trzeciej kwarty zagrała koncertowo. Po dobrych akcjach Cohen i Castro strata wynosiła 2 punkty. Później oba zespoły grały punkt za punkt, jednak świetne w samej końcówce Wiślaczki urwały jeszcze dwa oczka. W ostatniej sekundzie Pawlak miała szanse na jeszcze większe zmniejszenie strat, ale niespodziewanie wstrzymała się z rzutem. Czwarta odsłona to koncert gry Wisły. Do świetnej dyspozycji rzutowej wróciła Castro, która w kluczowych momentach bez wahania wchodziła pod kosz i zdobywała bezcenne punkty. Na 5 minut przed końcem Wisła po raz drugi w meczu wyszła na prowadzenie właśnie za sprawą wspomnianej Brazylijki, która trafiła za 3 pkt. W tym momencie na trybunach rozległa się taka wrzawa, że onieśmielone Czeszki nie były w stanie odpowiedzieć trafieniem. Horakova fatalnie spudłowała, a Cohen minęła dwie rywalki i wyprowadziła Wisłę na prowadzenie 72:69. Chwilę później był już remis za sprawą Viteckovej. Jednak Wisła nie podłamała się tym stanem rzeczy. W ataku piłkę zebrała Burse, która faulowana, dołożyła kolejne punkty z linii rzutów osobistych. W decydującym momencie Cohen trafiła „trójkę” i kibice wiedzieli, że Wisła tego meczu nie przegra. Końcowy wynik 78:74 ustaliła Burse, świetnie zachowując się w walce podkoszowej. Kolejny mecz Wisły w Eurolidze już w czwartek. Zwycięstwo w Brnie da Wiśle awans do Final Four. Wisła Can-Pack Kraków - Frisco Sika Brno 78:74 (19:19, 15:24, 22:19, 22:12) Wisła Can-Pack: Ewelina Kobryn 18, Janell Burse 18, Iziane Castro Marques 18, Liron Cohen 13, Marta Fernandez 4, Paulina Pawlak 3, Anna Wielebnowska 2, Katerina Zohnova 2. Frisco Sika: Eva Viteckova 22, Jelena Skerović 20, DeWanna Bonner 17, Taj McWilliams 8, Hana Horakova 4, Hollie Grima 3.
wtorek, 23 lutego 2010
"Do Brna jedziemy po awans"
Wisła Kraków pokonała Frisco Sika Brno w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Euroligi kobiet 78:74. Jedną z bohaterek spotkania była Paulina Pawlak, która szczególnie w obronie wykonała świetną prace. Oto zapis pomeczowej rozmowy z zawodniczką krakowskiej Wisły.
niecodzienniksportowy: Wielki mecz, wielkie emocje. Jesteś w stanie opisać słowami to co dzisiejszego wieczoru działo się w hali Wisły?
Paulina Pawlak: Był to dla nas bardzo ważny i emocjonujący mecz. Grałyśmy u siebie o Final Four, przy niesamowitej publiczności. Walczyłyśmy na całego, pokazałyśmy serce i dzięki temu prowadzimy w rywalizacji 1:0. Zespół z Brna jest bardzo doświadczoną drużyną, ale ma bardzo krótką ławkę. Wiedziałyśmy, że jeżeli będziemy grać przez czterdzieści minut konsekwentnie w obronie, to one w pewnym momencie się złamią i tak się stało w czwartej kwarcie. Rywalki przestały trafiać, my poprawiłyśmy skuteczność i tak historyczne zwycięstwo stało się faktem.
niecodzienniksportowy: Twój czas spędzony na parkiecie w dzisiejszym meczu był dłuższy, niż miało to miejsce we wcześniejszych meczach Euroligi. Jesteś usatysfakcjonowana swoją dzisiejszą grą?
Paulina: Tak, rzeczywiście dzisiaj grałam zdecydowanie więcej. Myślę, że było to spowodowane naszymi założeniami. Miałyśmy grać agresywnie przez cały mecz i ja właśnie w takiej grze czuję się najlepiej. Podkreślam jednak, że wygrałyśmy dzięki dobrej zespołowej postawie.
niecodzienniksportowy: Już za trzy dni rewanż w Brnie. Czy już tam będziecie chciały dopiąć swego? O dziwo czeska drużyna gra u siebie gorzej, niż na wyjazdach.
Paulina: Będziemy się starać, ale wiemy, że ten mecz będzie bardzo ciężki. Grałam w Brnie jeszcze w barwach Lotosu i wiem jak trudno się tam gra. Musimy zagrać zdecydowanie lepiej niż tutaj. Postaramy się poprawić grę w obronie i pracować przez całe spotkanie z jednakowym zaangażowaniem.
niecodzienniksportowy: Jak czujesz się w Krakowie? Dobrze Ci się tutaj żyje?
Paulina: Tak, bardzo szybko się zaaklimatyzowałam. Mam bardzo dobre kontakty z koleżankami z zespołu. Właściwie to czuję się w Krakowie jak u siebie. Jest tutaj wspaniała publiczność i bardzo dobra organizacja klubu. Mam nadzieje, że Kraków będzie odnosił sukcesy, ze mną w składzie.
W najbliższym czasie obszerna relacja z meczu i kolejne wywiady…
poniedziałek, 22 lutego 2010
W Krakowie zwyciężyła koszykówka
Wielkim sukcesem zakończyła się kolejna edycja turnieju streetballowego „GramyFair Streetball Challenge Winter Edition 2010” . Wszyscy Ci, którzy w niedzielne popołudnie przybyli do hali AGH w Krakowie, nie mogli być zawiedzeni. Dobry poziom rozgrywek i klimat sportowego święta, stanowiły o sile krakowskiego turnieju. Ozdobą samą w sobie był Kadour Ziani, który niespodziewanie przybył na zaproszenie organizatorów turnieju.
Już od godziny 11 na czterech boiskach trwała ostra walka pod tablicami, ale prawdziwe emocje zaczęły się po zakończeniu rundy wstępnej turnieju. Zapowiedzią części finałowej były pokazy freestyle i oczekiwany przez wszystkich konkurs wsadów, w którym bezkonkurencyjny okazał się najlepszy polski „dunker”, Emil „Slash” Olszewski. W czasie konkursu, licznie zgromadzoną publiczność czekała nie lada gratka. W najmniej spodziewanym momencie, konferansjer zapowiedział, że oto za chwilę pojawi się Kadour Ziani. Wielu nie dowierzało, jednak już po chwili legenda koszykówki ulicznej pojawiła się w gronie uczestników. Popularny Francuz świetnie zabawiał publiczność, często wsadzając swoją małą czerwoną piłkę do kosza, w wymyślny sposób. Na koniec pokazów Ziani wspiął się na obręcz, po czym przeszedł przez nią niczym piłka do koszykówki!
- GramyFair jest projektem mającym na celu propagowanie czynnego trybu życia i walkę z używkami. Zachęcamy do wyjścia z domu, zarażamy miłością do kosza innych. Chcemy by dzieciaki zaczęły uprawiać koszykówkę, bo to piękny sport- mówi współorganizator turnieju, Kacper „Kacpa” Lachowicz.
Wydaje się, że po raz kolejny cel organizatorów został osiągnięty. Frekwencja w czasie turnieju, była imponująca, a zabawa przednia. Nieobecnych na turnieju uspokajam, już w lecie odbędzie się kolejna edycja. Ciekawe jaką niespodziankę tym razem przygotują organizatorzy.
Dla formalności należy dodać, że turniej w kategorii „Klasyk” wygrała ekipa Monsterrorsport, a w kategorii „Chłopcy Bez Włosów Na Klacie” triumfowali My Tu Tylko Przypadkiem.
Kadour Ziani w Krakowie
Niespodzianka wielkiego kalibru czekała zawodników i kibiców przybyłych na turniej GramyFair Winter Edition 2010 w Krakowie. W hali AGH pojawił się sam Kadour Ziani. Jeśli komuś nic nie mówi to imię i nazwisko, wystarczy je wpisać w Youtube i wszystko stanie się jasne. Francuz mierzący 177 cm wzrostu, jest specjalistą od wsadzania piłki do kosza w ekwilibrystyczny sposób. „The Godfather Of Dunk” jest jednym z najbardziej znanych koszykarzy na świecie. Zagadnięty przeze mnie, chętnie udzielił wywiadu, w którym opowiada o początkach przygody z basketem i projektach organizowanych na terenie Polski.
Niecodziennik Sportowy: Jak znalazłeś się Polsce o tej porze roku? W Twoim rodzinnym Nancy jest o wiele cieplej, a Ty wybierasz się do lodowatej Polski?
Kadour Ziani: Przyjechałem do Polski na zaproszenie mojego przyjaciela „Slasha” (Emil Olszewski przyp. red.), który jest razem ze mną w grupie „Slam Nation”. „Slash” jest nowym fenomenem światowego streetballa. Wspólnie promujemy sztukę wsadów w Polsce. Odwiedzam turnieje, jeżdżę na pokazy. Uczę innych jak skakać, rozumieć swoje ciało i stawać się lepszym „dunkerem”. Koszykówka jest drogą życia. Chcę się dzielić z innymi moim doświadczeniem i pokazywać szczególnie dzieciom, że basketball może być wspaniałą pasją na całe życie.
Niecodziennik Sportowy: Powiedziałeś, że koszykówka jest Twoim sposobem na życie. Jak to się stało, że pokochałeś pomarańczową piłkę?
Kadour Ziani: Wychowałem się w trudnych warunkach. Duże wystające zęby, jak u królika, ponadto kolor skóry, to wszystko sprawiło, że byłem nierozpoznawalny. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Ja znalazłem innym sposób, by komunikować się z ludźmi. Pierwszą drogą komunikacji jest język ciała i to jest mój sposób by się wypowiedzieć. Użyłem „dunkingu”, by zbudować sobie skrzydła. Dzisiaj mogę rozmawiać z każdym na całym świecie, moim własnym językiem. Dzisiaj każdy, kto widzi to co robię, rozumie kim jestem. To jest mój sposób by być kimś. Chcę uczyć dzieci z biednych rodzin, że dzięki koszykówce są w stanie osiągnąć wiele. Każdy z nich może powiedzieć: Jestem tutaj, może nie jestem mądry, może nie chodziłem do szkoły, ale mówię do Ciebie moim ciałem. Dzisiaj jestem szczęśliwy, bo zbudowałem nowy język, nowe relacje.
Niecodziennik Sportowy: Jakie są plany Twojego pobytu w Polsce?
Kadour Ziani: Zamierzam pozostać w Polsce i zrobić wiele pokazów. Ponadto jestem częścią grupy Hemp Gru. Łączymy muzykę i dunking w jeden uniwersalny język. Jesteśmy jedną rodziną. To wspaniały projekt. Ulice nie potrzebują nikogo, by coś pokazać światu. Mamy swój sposób wyrażania siebie i jesteśmy gotowi by sobie świetnie radzić.
Niecodziennik Sportowy: Jak w Twoją filozofie życia wpisuje się wcześniej wspomniany „Slash”?
Kadour Ziani: On przekazuje światu swoją wiadomość. Wykonał wsad z podwójnym obrotem, jako pierwszy w Europie. To jest coś niesamowitego.
środa, 17 lutego 2010
GramyFair Streetball Challenge 2010 Winter Edition
Już w najbliższą niedziele tj. 21 lutego odbędzie się 8 edycja jednego z najbardziej popularnych turniejów koszykówki ulicznej w naszym kraju. Stawką turnieju drużyn trzy-osobowych jest tytuł nieoficjalnego mistrza Krakowa w koszykówce amatorskiej.
Poza turniejem głównym odbędą się również pokazy freestyle oraz niezwykle widowiskowy konkurs wsadów. Areną zmagań streetballowców będzie Hala Sportowa AGH, przy ul. Piastowskiej 26a w Krakowie. Organizatorzy spodziewają się, że podobnie jak w latach ubiegłych, tak i w tym roku hala AGH będzie pękać w szwach.
Początek rywalizacji o godzinie 11. Na godzinę 15 zaplanowano konkurs wsadów.
Zapraszam!!!
czwartek, 11 lutego 2010
Historyczny awans Wisły
Koszykarki krakowskiej Wisły pokonały Mizo Pecs 69:57 i po raz pierwszy w historii awansowały do ćwierćfinału Euroligi. Spotkanie było o wiele bardziej zacięte, niż może wskazywać końcowy wynik.
Początek meczu należał do Wisły, która szybko wyszła na prowadzenie 9:4. Świetnie w tym fragmencie gry, jak i w całym meczu, spisywała się Marta Fernandez. Do końca pierwszej kwarty utrzymało się 3 punktowe prowadzenie krakowianek, jednak z minuty na minutę Węgierki grały coraz lepiej. W drugiej połowie, głównie dzięki świetnej grze Anny Vajdy, zawodniczki z Peczu odrobiły kolejne dwa punkty. Początek trzeciej kwarty to świetna gra wiślaczek, które wyszły na 9 punktowe prowadzenie. Trafienie Fernandez i dwie „trójki” Zohnovej i Cohen. Mogło się wydawać, że krakowianki przejmują kontrolę nad meczem. Nic bardziej mylnego. Szereg błędów w ofensywie sprawił, że Węgierki nie tylko odrobiły stratę, ale zeszły na ostatnią przerwę z jednopunktowym prowadzeniem. Czwarta kwarta należała ponownie do Wisły. Świetnie na tablicach walczyła Burse, która zbierała piłki nawet osaczona trzema rywalkami (16 zbiórek)!!! Gdy Wisła wyszła na 5- punktowe prowadzenie, Węgierki za wszelką cenę próbowały odrobić straty. Jednak rzuty za 3 punkty były bardzo niecelne. Po końcowej syrenie krakowianki nie kryły radości, długo cieszyły się wraz z kibicami, którzy wypełnili hale po brzegi.
W kolejnej rundzie Wisła zmierzy się Frisco Sika Brno.
WISŁA CAN PACK KRAKÓW - MIZO PECZ 69:57 (21:18, 17:19, 10:12, 21:8)
Stan rywalizacji: 2-1. Awans: Wisła Can Pack.
Wisła Can Pack: Marta Fernandez 17, Katerina Zohnova 13, Liron Cohen 12, Ewelina Kobryn 12, Janell Burse 7, Iziane Castro Marques 4, Agnieszka Majewska 4, Paulina Pawlak 0, Anna Wielebnowska 0.
MiZo: Anna Vajda 18, Nicole Ohlde 11, Alexandra Quigley 10, Dalma Ivanyi 4, Kelly Anne Mazzante 4, Krisztina Raksanyi 4, Nikoletta Benczurne-Turoczi 2, Nora Nagy-Bujdoso 2, Sara Krnjic 2, Zsofia Fegyverneky 0.
wtorek, 9 lutego 2010
Mydlenie oczu
Wspaniała nastała nowina, Lato Hiszpanów dla nas załatwił. Świetna sprawa, nasza reprezentacja w piłce nożnej zmierzy się z mistrzami Europy. Wszystkie media "roztrombiły", że to zasługa naszego prezesa. Ja się pytam jak on to niby zrobił, jeśli nie potrafi poprawnie wypowiedzieć jednego zdania w języku angielskim? Ot i taki przykład znajdziecie w prawym górnym rogu. Ja mam tylko prośbę, do wszystkim kibiców. Nie dajmy się omamić tanią propagandą prezesowską. To prezes Lato i cała świta zasiedziałych, leśnych dziadków jest winna sytuacji futbolu w Polsce. Brak szkolenia młodzieży, ciągnąca się afera korupcyjna, fatalny poziom polskiej reprezentacji narodowej. To czy Polska zagra z Hiszpanią czy nie, w żaden sposób nie wpłynie na na ogólny stan polskiej piłki.
Choć sroga zima trzyma w najlepsze, Lato za nic nie chce odejść. Niestety.
Choć sroga zima trzyma w najlepsze, Lato za nic nie chce odejść. Niestety.
Subskrybuj:
Posty (Atom)