Oglądając wczorajszy bieg Justyny Kowalczyk o mało się nie popłakałem. Cóż zrobić, już taki jestem, że gdy nasi osiągają sukcesy, strasznie to przeżywam. Wydaje się, że moje wzruszenie było o wiele większe, niż samej zainteresowanej, która do największego sukcesu życiowego podeszła z niezwykłym spokojem. Szczególnie podejście "Królowej Śniegu" było widoczne w rozmowach z mediami. Wręcz odniosłem wrażenie, że Justyna nie potrafi się cieszyć własnym sukcesem. Spodziewałem się łez, patetycznych wyznań, ale tego w wykonaniu Justyny nie doświadczymy.
Jednak, jeśli się głębiej zastanowić, trudno się dziwić takiemu zachowaniu. Ogromna presja, wytworzony(głównie przez media) konflikt z Marit Bjoergen, plus masa nieprzyjemności organizacyjnych, których doświadczyła. To wszystko, a może i więcej sprawiło, że Justyna komentuje sukces życiowy krótko:
Fajnie było wygrać z Marit.
Czy to, że wygrała z Norweżką jest najważniejsze? Chyba nie. Istotny zdaje się być fakt zdobycia złota, ale dla niej pokonanie Bjoergen stało się celem numer jeden. Celem który osiągnęła, a który sam w sobie nie może dać największej radości. Takiej radości jaką daje zdobycie medalu, bez tych wszystkich rozgrywek poza sportowych. Tak Justynie, jak i Marit nie udało się uciec od niepotrzebnych utarczek, na których tak zależało mediom w Polsce i Norwegi. W którymś momencie klimat sportowego święta został zmącony. Kowalczyk zdaje się być bardziej zmęczona psychicznie, niż fizycznie.
Inną sprawą jest fakt, że Justyna nigdy nie będzie gwiazdą i swoim zachowaniem wzbrania się od tego, by wpakować ją w jakiś medialny, kolorowy papierek. Nie chce być bohaterką narodową. Świadoma tego co ją czeka w najbliższych tygodniach, odcina się od tej roli. Trudno się dziwić, że stara się komentować swój ogromny sukces w stonowany sposób. Być może sama nie chce nakładać na siebie tego balastu. Wydaje mi się, że jako wybitny sportowiec ma do tego pełne prawo.
Justyna nie emanuje emocjami, ale być może właśnie to sprawia, że jest w stanie miesiącami wykonywać samotną pracę i osiągać sukcesy.Być może jest cicha i spokojna, po to żebyśmy my kibice mogli krzyczeć i płakać oglądając ostatnie metry biegu z jej udziałem. Chwała jej za to.
niedziela, 28 lutego 2010
sobota, 27 lutego 2010
Krótko i na temat: Blamaż krakowian na starcie rundy wiosennej Ekstraklasy
Nie mają powodu do radości krakowscy kibice piłki nożnej. Tyczy się to zarówno fanów z Reymonta, jak i tych z drugiej strony Błoń. Cracovia przegrała w dniu wczorajszym mecz z Legią 1:2, a Wisła nie odczarowała stadionu w Bełchatowie i uległa GKS-owi 0:1.
Wszystko we wczorajszym meczu Cracovii wskazywało, że trzy punkty pozostaną na Suchych Stawach, gdzie w rundzie wiosennej rozgrywane będą "domowe" mecze obydwu krakowskich drużyn. Nie dość, że Cracovia prowadziła 1:0 po golu Pawlusińskiego, to jeszcze z boiska wyleciał Dickson Choto. Podwójna przewaga nie była jednak w stanie zapewnić "Pasom" nawet jednego punktu. W dwie minuty legioniści nie tylko odrobili straty, ale jeszcze ustalili wynik. Porażka tylko i wyłącznie na własne życzenie. Zapowiada się ciężki bój o przetrwanie. Wydaje się, że cała wiara w magicznej osobie Oresta Lenczyka.
Podobnie spisała się w dniu dzisiejszym Wisła. Rozbita kontuzjami "Biała Gwiazda", wyglądała w Bełchatowie jak zbieranina kopaczy, a nie główny faworyt do zdobycia tytułu mistrza Polski. Świetnie spisał się przymierzany do Wisły Dawid Nowak, który mógł strzelić o wiele więcej, niż jedną bramkę. Może warto było w kończącym się okienku transferowym, wysupłać grubą kasę na tego zawodnika... Z nowych nabytków Wisły ciekawie zaprezentował się Demba Baa. Nic ciekawego, poza jednym strzałem, nie pokazał natomiast Hristov, który jednak odbył z krakowską drużyna dopiero jeden trening. W obozie Wisły mogą mieć tylko nadzieję, że dojdzie do skutku transfer Makinwy i szybko wrócą do zdrowia Małecki, Brożek i Garguła. Wisła nadal znajduje się na fotelu lidera. Druga w tabeli jest Legia, która traci do Białej Gwiazdy już tylko 2 punkty...
piątek, 26 lutego 2010
Wszystko rozstrzygnie się w Krakowie
Koszykarki Wisły Kraków nie sprostały Frisco Sika Brno i przegrały drugie spotkanie ćwierćfinału Euroligi 72:87. Na uwagę zasługuje postawa 200 krakowskich kibiców, którzy byli słyszalni przez okrągłe 40 minut meczu, rozgrywanego w Brnie.
Spotkanie zaczęło się dobrze dla Wiślaczek, ale wraz z upływem czasu Brnianki grały coraz pewniej. Przełomowa była końcówka drugiej kwarty, w której drużyna Frisko Sica odrobiła 5 punktową stratę i dołożyła kolejne 5 oczek. Wraz upływem kolejnych minut wzrastała nieskuteczność Wiślaczek, która była główną przyczyną porażki. Przewaga gospodyń mogła być jeszcze wyższa, ale wyraźnie usatysfakcjonowane koszykarki z Brna, spuściły z tonu w ostatnich minutach spotkania.
Frisco Sika Brno - Wisła Can-Pack Kraków 87-72 (24-23, 19-15, 23-14, 21-20)
Stan rywalizacji 1:1. Decydujące spotkanie zostanie rozegrane w najbliższą środę w Krakowie.
Warto podkreślić, że oficjalna strona Frisco Sika określiła atmosferę w pierwszym meczu w Krakowie jako "krakowskie piekło". Podobnie powinno być w najbliższą środę w hali Wisły, która po raz kolejny wypełni się do ostatnie wolnego miejsca (nie tylko siedzącego).
Spotkanie zaczęło się dobrze dla Wiślaczek, ale wraz z upływem czasu Brnianki grały coraz pewniej. Przełomowa była końcówka drugiej kwarty, w której drużyna Frisko Sica odrobiła 5 punktową stratę i dołożyła kolejne 5 oczek. Wraz upływem kolejnych minut wzrastała nieskuteczność Wiślaczek, która była główną przyczyną porażki. Przewaga gospodyń mogła być jeszcze wyższa, ale wyraźnie usatysfakcjonowane koszykarki z Brna, spuściły z tonu w ostatnich minutach spotkania.
Frisco Sika Brno - Wisła Can-Pack Kraków 87-72 (24-23, 19-15, 23-14, 21-20)
Stan rywalizacji 1:1. Decydujące spotkanie zostanie rozegrane w najbliższą środę w Krakowie.
Warto podkreślić, że oficjalna strona Frisco Sika określiła atmosferę w pierwszym meczu w Krakowie jako "krakowskie piekło". Podobnie powinno być w najbliższą środę w hali Wisły, która po raz kolejny wypełni się do ostatnie wolnego miejsca (nie tylko siedzącego).
Wisła w Brnie walczy awans
Dzisiaj o godzinie 18 koszykarki krakowskiej Wisły powalczą o awans do Final Four Euroligi. Przeciwniczkami Wiślaczek będą koszykarki Frisco Sika Brno. Pierwszy mecz obydwu drużyn, Krakowianki wygrały różnicą 4 punktów, zatem w Brnie zapowiada się niesamowicie emocjonujące spotkanie. Niestety żadna ze stacji telewizyjnych w Polsce nie jest zainteresowana transmisją tego meczu i jedyna możliwość śledzenia widowiska, znajduje się na stronie klubu z Brna który zapowiada transmisje Live. Oto link do strony klubu z Czech: http://www.bkzabiny.cz/
środa, 24 lutego 2010
Wisła tworzy historię
Wisła Can-Pack pokonała w ćwierćfinale Euroligi faworyzowaną drużynę Frisco Sika Brno 78:74 i prowadzi w serii do dwóch zwycięstwo 1:0. Spotkanie miało niesamowity przebieg, gdyż Wiślaczki na prowadzenie wyszły dopiero w końcówce spotkania. Wisła pozostaje niepokonana na swoim parkiecie w tej edycji Euroligi. Mecz rozpoczął się pod dyktando koszykarek z Brna. Gdy Skerovic trafiła za 3 pkt. było 7:12 dla przyjezdnych. Krakowianki rewanżowały się jedynie niecelnymi rzutami Fernandez oraz Castro, która w pierwszej połowie była cieniem samej siebie. W tej części gry świetnie spisywała się Kobryn, która jako jedyna odpowiadała na świetną grę Czeszek. W pewnym momencie przewaga zawodniczek z Brna wynosiła 9 pkt., ale Jose Ignacio Hernandez zdecydował się, wpuścić na parkiet Paulinę Pawlak oraz Katerinę Zohnovą. Roszada przyniosła wymierny skutek i Wiślaczki zeszły na przerwę z wynikiem remisowym 19:19. Drugą kwartę Krakowianki rozpoczęły od straty, na co Viteckova odpowiedziała trafieniem za 3 pkt. Po chwili Skerovic dołożyła dwie „trójki” i przewaga Fresco Sika wzrosła do dziewięciu punktów. Wiślaczki próbowały odrabiać straty, ale były nieskuteczne w ataku. Wydawało się że Wisła zakończy kwartę z 12 pkt. stratą, jednak w ostatniej sekundzie straty zmniejszyła Cohen, trafiając zza linii 6,25. Trzecia kwarta rozpoczęła się dla Wisły fatalnie, kolejna seria błędów sprawiła, że Czeszki wyszły na piętnasto punktowe prowadzenie. Jednak kibice nawet w tym momencie nie zwątpili w swą drużynę. Doping się wzmógł, a Wisła drugą część trzeciej kwarty zagrała koncertowo. Po dobrych akcjach Cohen i Castro strata wynosiła 2 punkty. Później oba zespoły grały punkt za punkt, jednak świetne w samej końcówce Wiślaczki urwały jeszcze dwa oczka. W ostatniej sekundzie Pawlak miała szanse na jeszcze większe zmniejszenie strat, ale niespodziewanie wstrzymała się z rzutem. Czwarta odsłona to koncert gry Wisły. Do świetnej dyspozycji rzutowej wróciła Castro, która w kluczowych momentach bez wahania wchodziła pod kosz i zdobywała bezcenne punkty. Na 5 minut przed końcem Wisła po raz drugi w meczu wyszła na prowadzenie właśnie za sprawą wspomnianej Brazylijki, która trafiła za 3 pkt. W tym momencie na trybunach rozległa się taka wrzawa, że onieśmielone Czeszki nie były w stanie odpowiedzieć trafieniem. Horakova fatalnie spudłowała, a Cohen minęła dwie rywalki i wyprowadziła Wisłę na prowadzenie 72:69. Chwilę później był już remis za sprawą Viteckovej. Jednak Wisła nie podłamała się tym stanem rzeczy. W ataku piłkę zebrała Burse, która faulowana, dołożyła kolejne punkty z linii rzutów osobistych. W decydującym momencie Cohen trafiła „trójkę” i kibice wiedzieli, że Wisła tego meczu nie przegra. Końcowy wynik 78:74 ustaliła Burse, świetnie zachowując się w walce podkoszowej. Kolejny mecz Wisły w Eurolidze już w czwartek. Zwycięstwo w Brnie da Wiśle awans do Final Four. Wisła Can-Pack Kraków - Frisco Sika Brno 78:74 (19:19, 15:24, 22:19, 22:12) Wisła Can-Pack: Ewelina Kobryn 18, Janell Burse 18, Iziane Castro Marques 18, Liron Cohen 13, Marta Fernandez 4, Paulina Pawlak 3, Anna Wielebnowska 2, Katerina Zohnova 2. Frisco Sika: Eva Viteckova 22, Jelena Skerović 20, DeWanna Bonner 17, Taj McWilliams 8, Hana Horakova 4, Hollie Grima 3.
wtorek, 23 lutego 2010
"Do Brna jedziemy po awans"
Wisła Kraków pokonała Frisco Sika Brno w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Euroligi kobiet 78:74. Jedną z bohaterek spotkania była Paulina Pawlak, która szczególnie w obronie wykonała świetną prace. Oto zapis pomeczowej rozmowy z zawodniczką krakowskiej Wisły.
niecodzienniksportowy: Wielki mecz, wielkie emocje. Jesteś w stanie opisać słowami to co dzisiejszego wieczoru działo się w hali Wisły?
Paulina Pawlak: Był to dla nas bardzo ważny i emocjonujący mecz. Grałyśmy u siebie o Final Four, przy niesamowitej publiczności. Walczyłyśmy na całego, pokazałyśmy serce i dzięki temu prowadzimy w rywalizacji 1:0. Zespół z Brna jest bardzo doświadczoną drużyną, ale ma bardzo krótką ławkę. Wiedziałyśmy, że jeżeli będziemy grać przez czterdzieści minut konsekwentnie w obronie, to one w pewnym momencie się złamią i tak się stało w czwartej kwarcie. Rywalki przestały trafiać, my poprawiłyśmy skuteczność i tak historyczne zwycięstwo stało się faktem.
niecodzienniksportowy: Twój czas spędzony na parkiecie w dzisiejszym meczu był dłuższy, niż miało to miejsce we wcześniejszych meczach Euroligi. Jesteś usatysfakcjonowana swoją dzisiejszą grą?
Paulina: Tak, rzeczywiście dzisiaj grałam zdecydowanie więcej. Myślę, że było to spowodowane naszymi założeniami. Miałyśmy grać agresywnie przez cały mecz i ja właśnie w takiej grze czuję się najlepiej. Podkreślam jednak, że wygrałyśmy dzięki dobrej zespołowej postawie.
niecodzienniksportowy: Już za trzy dni rewanż w Brnie. Czy już tam będziecie chciały dopiąć swego? O dziwo czeska drużyna gra u siebie gorzej, niż na wyjazdach.
Paulina: Będziemy się starać, ale wiemy, że ten mecz będzie bardzo ciężki. Grałam w Brnie jeszcze w barwach Lotosu i wiem jak trudno się tam gra. Musimy zagrać zdecydowanie lepiej niż tutaj. Postaramy się poprawić grę w obronie i pracować przez całe spotkanie z jednakowym zaangażowaniem.
niecodzienniksportowy: Jak czujesz się w Krakowie? Dobrze Ci się tutaj żyje?
Paulina: Tak, bardzo szybko się zaaklimatyzowałam. Mam bardzo dobre kontakty z koleżankami z zespołu. Właściwie to czuję się w Krakowie jak u siebie. Jest tutaj wspaniała publiczność i bardzo dobra organizacja klubu. Mam nadzieje, że Kraków będzie odnosił sukcesy, ze mną w składzie.
W najbliższym czasie obszerna relacja z meczu i kolejne wywiady…
poniedziałek, 22 lutego 2010
W Krakowie zwyciężyła koszykówka
Wielkim sukcesem zakończyła się kolejna edycja turnieju streetballowego „GramyFair Streetball Challenge Winter Edition 2010” . Wszyscy Ci, którzy w niedzielne popołudnie przybyli do hali AGH w Krakowie, nie mogli być zawiedzeni. Dobry poziom rozgrywek i klimat sportowego święta, stanowiły o sile krakowskiego turnieju. Ozdobą samą w sobie był Kadour Ziani, który niespodziewanie przybył na zaproszenie organizatorów turnieju.
Już od godziny 11 na czterech boiskach trwała ostra walka pod tablicami, ale prawdziwe emocje zaczęły się po zakończeniu rundy wstępnej turnieju. Zapowiedzią części finałowej były pokazy freestyle i oczekiwany przez wszystkich konkurs wsadów, w którym bezkonkurencyjny okazał się najlepszy polski „dunker”, Emil „Slash” Olszewski. W czasie konkursu, licznie zgromadzoną publiczność czekała nie lada gratka. W najmniej spodziewanym momencie, konferansjer zapowiedział, że oto za chwilę pojawi się Kadour Ziani. Wielu nie dowierzało, jednak już po chwili legenda koszykówki ulicznej pojawiła się w gronie uczestników. Popularny Francuz świetnie zabawiał publiczność, często wsadzając swoją małą czerwoną piłkę do kosza, w wymyślny sposób. Na koniec pokazów Ziani wspiął się na obręcz, po czym przeszedł przez nią niczym piłka do koszykówki!
- GramyFair jest projektem mającym na celu propagowanie czynnego trybu życia i walkę z używkami. Zachęcamy do wyjścia z domu, zarażamy miłością do kosza innych. Chcemy by dzieciaki zaczęły uprawiać koszykówkę, bo to piękny sport- mówi współorganizator turnieju, Kacper „Kacpa” Lachowicz.
Wydaje się, że po raz kolejny cel organizatorów został osiągnięty. Frekwencja w czasie turnieju, była imponująca, a zabawa przednia. Nieobecnych na turnieju uspokajam, już w lecie odbędzie się kolejna edycja. Ciekawe jaką niespodziankę tym razem przygotują organizatorzy.
Dla formalności należy dodać, że turniej w kategorii „Klasyk” wygrała ekipa Monsterrorsport, a w kategorii „Chłopcy Bez Włosów Na Klacie” triumfowali My Tu Tylko Przypadkiem.
Kadour Ziani w Krakowie
Niespodzianka wielkiego kalibru czekała zawodników i kibiców przybyłych na turniej GramyFair Winter Edition 2010 w Krakowie. W hali AGH pojawił się sam Kadour Ziani. Jeśli komuś nic nie mówi to imię i nazwisko, wystarczy je wpisać w Youtube i wszystko stanie się jasne. Francuz mierzący 177 cm wzrostu, jest specjalistą od wsadzania piłki do kosza w ekwilibrystyczny sposób. „The Godfather Of Dunk” jest jednym z najbardziej znanych koszykarzy na świecie. Zagadnięty przeze mnie, chętnie udzielił wywiadu, w którym opowiada o początkach przygody z basketem i projektach organizowanych na terenie Polski.
Niecodziennik Sportowy: Jak znalazłeś się Polsce o tej porze roku? W Twoim rodzinnym Nancy jest o wiele cieplej, a Ty wybierasz się do lodowatej Polski?
Kadour Ziani: Przyjechałem do Polski na zaproszenie mojego przyjaciela „Slasha” (Emil Olszewski przyp. red.), który jest razem ze mną w grupie „Slam Nation”. „Slash” jest nowym fenomenem światowego streetballa. Wspólnie promujemy sztukę wsadów w Polsce. Odwiedzam turnieje, jeżdżę na pokazy. Uczę innych jak skakać, rozumieć swoje ciało i stawać się lepszym „dunkerem”. Koszykówka jest drogą życia. Chcę się dzielić z innymi moim doświadczeniem i pokazywać szczególnie dzieciom, że basketball może być wspaniałą pasją na całe życie.
Niecodziennik Sportowy: Powiedziałeś, że koszykówka jest Twoim sposobem na życie. Jak to się stało, że pokochałeś pomarańczową piłkę?
Kadour Ziani: Wychowałem się w trudnych warunkach. Duże wystające zęby, jak u królika, ponadto kolor skóry, to wszystko sprawiło, że byłem nierozpoznawalny. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Ja znalazłem innym sposób, by komunikować się z ludźmi. Pierwszą drogą komunikacji jest język ciała i to jest mój sposób by się wypowiedzieć. Użyłem „dunkingu”, by zbudować sobie skrzydła. Dzisiaj mogę rozmawiać z każdym na całym świecie, moim własnym językiem. Dzisiaj każdy, kto widzi to co robię, rozumie kim jestem. To jest mój sposób by być kimś. Chcę uczyć dzieci z biednych rodzin, że dzięki koszykówce są w stanie osiągnąć wiele. Każdy z nich może powiedzieć: Jestem tutaj, może nie jestem mądry, może nie chodziłem do szkoły, ale mówię do Ciebie moim ciałem. Dzisiaj jestem szczęśliwy, bo zbudowałem nowy język, nowe relacje.
Niecodziennik Sportowy: Jakie są plany Twojego pobytu w Polsce?
Kadour Ziani: Zamierzam pozostać w Polsce i zrobić wiele pokazów. Ponadto jestem częścią grupy Hemp Gru. Łączymy muzykę i dunking w jeden uniwersalny język. Jesteśmy jedną rodziną. To wspaniały projekt. Ulice nie potrzebują nikogo, by coś pokazać światu. Mamy swój sposób wyrażania siebie i jesteśmy gotowi by sobie świetnie radzić.
Niecodziennik Sportowy: Jak w Twoją filozofie życia wpisuje się wcześniej wspomniany „Slash”?
Kadour Ziani: On przekazuje światu swoją wiadomość. Wykonał wsad z podwójnym obrotem, jako pierwszy w Europie. To jest coś niesamowitego.
środa, 17 lutego 2010
GramyFair Streetball Challenge 2010 Winter Edition
Już w najbliższą niedziele tj. 21 lutego odbędzie się 8 edycja jednego z najbardziej popularnych turniejów koszykówki ulicznej w naszym kraju. Stawką turnieju drużyn trzy-osobowych jest tytuł nieoficjalnego mistrza Krakowa w koszykówce amatorskiej.
Poza turniejem głównym odbędą się również pokazy freestyle oraz niezwykle widowiskowy konkurs wsadów. Areną zmagań streetballowców będzie Hala Sportowa AGH, przy ul. Piastowskiej 26a w Krakowie. Organizatorzy spodziewają się, że podobnie jak w latach ubiegłych, tak i w tym roku hala AGH będzie pękać w szwach.
Początek rywalizacji o godzinie 11. Na godzinę 15 zaplanowano konkurs wsadów.
Zapraszam!!!
czwartek, 11 lutego 2010
Historyczny awans Wisły
Koszykarki krakowskiej Wisły pokonały Mizo Pecs 69:57 i po raz pierwszy w historii awansowały do ćwierćfinału Euroligi. Spotkanie było o wiele bardziej zacięte, niż może wskazywać końcowy wynik.
Początek meczu należał do Wisły, która szybko wyszła na prowadzenie 9:4. Świetnie w tym fragmencie gry, jak i w całym meczu, spisywała się Marta Fernandez. Do końca pierwszej kwarty utrzymało się 3 punktowe prowadzenie krakowianek, jednak z minuty na minutę Węgierki grały coraz lepiej. W drugiej połowie, głównie dzięki świetnej grze Anny Vajdy, zawodniczki z Peczu odrobiły kolejne dwa punkty. Początek trzeciej kwarty to świetna gra wiślaczek, które wyszły na 9 punktowe prowadzenie. Trafienie Fernandez i dwie „trójki” Zohnovej i Cohen. Mogło się wydawać, że krakowianki przejmują kontrolę nad meczem. Nic bardziej mylnego. Szereg błędów w ofensywie sprawił, że Węgierki nie tylko odrobiły stratę, ale zeszły na ostatnią przerwę z jednopunktowym prowadzeniem. Czwarta kwarta należała ponownie do Wisły. Świetnie na tablicach walczyła Burse, która zbierała piłki nawet osaczona trzema rywalkami (16 zbiórek)!!! Gdy Wisła wyszła na 5- punktowe prowadzenie, Węgierki za wszelką cenę próbowały odrobić straty. Jednak rzuty za 3 punkty były bardzo niecelne. Po końcowej syrenie krakowianki nie kryły radości, długo cieszyły się wraz z kibicami, którzy wypełnili hale po brzegi.
W kolejnej rundzie Wisła zmierzy się Frisco Sika Brno.
WISŁA CAN PACK KRAKÓW - MIZO PECZ 69:57 (21:18, 17:19, 10:12, 21:8)
Stan rywalizacji: 2-1. Awans: Wisła Can Pack.
Wisła Can Pack: Marta Fernandez 17, Katerina Zohnova 13, Liron Cohen 12, Ewelina Kobryn 12, Janell Burse 7, Iziane Castro Marques 4, Agnieszka Majewska 4, Paulina Pawlak 0, Anna Wielebnowska 0.
MiZo: Anna Vajda 18, Nicole Ohlde 11, Alexandra Quigley 10, Dalma Ivanyi 4, Kelly Anne Mazzante 4, Krisztina Raksanyi 4, Nikoletta Benczurne-Turoczi 2, Nora Nagy-Bujdoso 2, Sara Krnjic 2, Zsofia Fegyverneky 0.
wtorek, 9 lutego 2010
Mydlenie oczu
Wspaniała nastała nowina, Lato Hiszpanów dla nas załatwił. Świetna sprawa, nasza reprezentacja w piłce nożnej zmierzy się z mistrzami Europy. Wszystkie media "roztrombiły", że to zasługa naszego prezesa. Ja się pytam jak on to niby zrobił, jeśli nie potrafi poprawnie wypowiedzieć jednego zdania w języku angielskim? Ot i taki przykład znajdziecie w prawym górnym rogu. Ja mam tylko prośbę, do wszystkim kibiców. Nie dajmy się omamić tanią propagandą prezesowską. To prezes Lato i cała świta zasiedziałych, leśnych dziadków jest winna sytuacji futbolu w Polsce. Brak szkolenia młodzieży, ciągnąca się afera korupcyjna, fatalny poziom polskiej reprezentacji narodowej. To czy Polska zagra z Hiszpanią czy nie, w żaden sposób nie wpłynie na na ogólny stan polskiej piłki.
Choć sroga zima trzyma w najlepsze, Lato za nic nie chce odejść. Niestety.
Choć sroga zima trzyma w najlepsze, Lato za nic nie chce odejść. Niestety.
Subskrybuj:
Posty (Atom)